Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
.
Ostatnio zmieniony wt lis 03, 2015 9:54 pm przez marcel, łącznie zmieniany 1 raz.
.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Muszę przyznać, że mój Gustaw potrafi pisać wiersze i być romantycznym kochankiemmarcel pisze: Twój Gustaw droga Shantelle kim chce żebyś była dla niego?



Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
.
Ostatnio zmieniony wt lis 03, 2015 9:55 pm przez marcel, łącznie zmieniany 2 razy.
.
- Prometeusz
- Posty: 1848
- Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Nie wiem skąd taka interpretacja. Lecz to u Mickiewicza idzie raczej w drugą stronę, mówi on o niestałości uczuć kobiety. W sensie, że rola żony szybko się kobiecie nudzi, a w samym związku emocje zaczynają opadać w porównaniu do romansu i wtedy kobieta nagle zaczyna zmieniać zdanie o swoim wybranku.
Właśnie się zastanawiam nad tym. Nie to, żebym mówił, że tak jest u Shantelle, ale ten schemat powtarza się raz za razem. Najpierw jest po stronie kobiety staranie się, próba zrozumienia, dogodzenia ect. ect. A jak już wpadł w sidła małżeńskie to nagle zmiana o 180 stopni, to on ma dogadzać i być wyrozumiały.
Właśnie się zastanawiam nad tym. Nie to, żebym mówił, że tak jest u Shantelle, ale ten schemat powtarza się raz za razem. Najpierw jest po stronie kobiety staranie się, próba zrozumienia, dogodzenia ect. ect. A jak już wpadł w sidła małżeńskie to nagle zmiana o 180 stopni, to on ma dogadzać i być wyrozumiały.

Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
.
Ostatnio zmieniony wt lis 03, 2015 9:56 pm przez marcel, łącznie zmieniany 1 raz.
.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Powodem, dla którego założyłam ten wątek były moje wątpliwości, czy w takiej sytuacji jak moja, stosowanie Transerfingu ma jakikolwiek sens. Chciałam dowiedzieć się, co myślą inni, bezstronni ludzie, którzy praktykują TR już od jakiegoś czasu. Wychodzę z założenia, że pomimo przekonania, iż sama wiem najlepiej czego mi trzeba, dobrze jest spojrzeć na problem cudzym okiemmarcel pisze:Z tego co piszesz masz plan A i B i nawet C działania. Dlaczego pytasz się nas o to co masz robić, tak naprawdę z jakiego powodu piszesz na tym forum?

Jeśli chodzi o plan działania, to wydaje mi się, że jedyna rozsądną opcją jest brak nacisku z mojej strony i obserwacja sytuacji. Tak jak zasugerował Prometeusz, próbuję od jakiegoś czasu zmniejszyć ważność problemu, zdystansować się. Chwilami wychodzi mi to z marnym skutkiem, bo przywykłam do działania i brania sprawy w swoje ręce. Moim planem B nie jest na pewno tkwienie w statusie "nieosiągalnej muzy"

W moich związkach bywało dokładnie odwrotniePrometeusz pisze:Właśnie się zastanawiam nad tym. Nie to, żebym mówił, że tak jest u Shantelle, ale ten schemat powtarza się raz za razem. Najpierw jest po stronie kobiety staranie się, próba zrozumienia, dogodzenia ect. ect. A jak już wpadł w sidła małżeńskie to nagle zmiana o 180 stopni, to on ma dogadzać i być wyrozumiały.


Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
.
Ostatnio zmieniony wt lis 03, 2015 9:56 pm przez marcel, łącznie zmieniany 1 raz.
.
- Prometeusz
- Posty: 1848
- Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Dziękuję
Sądziłam, że w temacie TR jestem raczej "świeżakiem"
Nawet niektóre delikatne zmiany otoczenia mój mózg postrzega jako zbiegi okoliczności...Trudno uwierzyć, że to wpływ TR...Że wszystko może być AŻ tak proste...


Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Witaj Shantelle
Zupełnie nie rozumiem tego tematu. Nie chcesz być kochanką, a jesteś. To gdzie tu transerfing? Wybrałaś sobie taką warstwę i tkwisz w niej latami. Musi ci się podobać. Zamiast sterować swoim życiem, ty pływasz w wannie, od ściany do ściany. Jesteś na każde skinienie kochanka.
W skrócie sytuacja wygląda tak: tkwisz w związku z facetem, który kocha ciebie a nie żonę (przynajmniej tak ci się zdaje). Ty byś chciała to zmienić, a on nie, bo jest mu tak wygodnie. (Skoro to trwa lata
)
Po swoim rozwodzie rozejrzałaś się wokoło i spotkałaś przeszłość, do której ochoczo wróciłaś.
W ciągu miesiąca przeczytałaś Transerfing, więc jesteś bystra, a nie widzisz prostych rzeczy.
Wybrałaś taką drogę, a sama przeczuwasz, że coś jest nie tak. Inaczej by cię tu nie było.
Jeśli jesteś masochistką to tkwij w tym układzie, bo chyba to nie związek. Albo zakończ to szybko. Szkoda czasu. Nie chcij zmienić jego, tylko wybierz swoją warstwę świata, a cudowny partner pojawi się znikąd. I to będzie ten jedyny. Z oddali lepiej widać.
Gdyby ten kochaś był dla ciebie zadziałałby już Pan Z.Z. czyli zewnętrzny zamiar. Pojawiłby się np. pozew o rozwód. A przez te lata to chociaż wyprowadził z domu jakieś dobra do ciebie? Jakoś zabezpieczył się majątkowo? A ma jeszcze inne kochanki oprócz ciebie?
Panu powiedz do widzenia i jedź gdzieś daleko sobie popłakać, przemyśleć wszystko, nabrać dystansu i wiary w siebie. A potem zacznij wdrażać zasady transerfingu w swoje życie i wybierz swoją drogę.
Nie przeczytałam całego wątku, ale panowie trochę oględnie się wypowiadali
A to ciekawy punkt widzenia. 

Zupełnie nie rozumiem tego tematu. Nie chcesz być kochanką, a jesteś. To gdzie tu transerfing? Wybrałaś sobie taką warstwę i tkwisz w niej latami. Musi ci się podobać. Zamiast sterować swoim życiem, ty pływasz w wannie, od ściany do ściany. Jesteś na każde skinienie kochanka.
W skrócie sytuacja wygląda tak: tkwisz w związku z facetem, który kocha ciebie a nie żonę (przynajmniej tak ci się zdaje). Ty byś chciała to zmienić, a on nie, bo jest mu tak wygodnie. (Skoro to trwa lata

Po swoim rozwodzie rozejrzałaś się wokoło i spotkałaś przeszłość, do której ochoczo wróciłaś.
Żona nie wie, że mąż jej nie kocha, ale spędza z nią święta i wakacje. Żeby nie budzić podejrzeń, na pewno też sypia z żoną. Ach, jak on się poświęca. Dla paru groszy, które może mu zabrać.Shantelle pisze: mój ukochany ... upiera się przy tym, żeby najpierw załatwić sprawy majątkowe, mieszkaniowe itp., które niestety mogą się ciągnąć latami...On przez ten czas utrzymuje żonę w nieświadomości, żeby uniknąć kłopotów jakie ona może mu robić w załatwianiu tychże spraw.
W ciągu miesiąca przeczytałaś Transerfing, więc jesteś bystra, a nie widzisz prostych rzeczy.
On widzi dobrze, to Tobie przydałyby się okulary. Gdyby małżeństwo było takie nieszczęśliwe, to by dawno się z niego wydostał, nawet nie mając nikogo na boku. Facet trzyma cię na boku, bo tak mu jest wygodnie, ma dom i kochankę, żyć nie umierać.Jak mogę sprawić by mój mężczyzna przejrzał na oczy i wydostał się z tego nieszczęśliwego małżeństwa nie bacząc na względy majątkowe?
Wybrałaś taką drogę, a sama przeczuwasz, że coś jest nie tak. Inaczej by cię tu nie było.
Jeśli jesteś masochistką to tkwij w tym układzie, bo chyba to nie związek. Albo zakończ to szybko. Szkoda czasu. Nie chcij zmienić jego, tylko wybierz swoją warstwę świata, a cudowny partner pojawi się znikąd. I to będzie ten jedyny. Z oddali lepiej widać.
Gdyby ten kochaś był dla ciebie zadziałałby już Pan Z.Z. czyli zewnętrzny zamiar. Pojawiłby się np. pozew o rozwód. A przez te lata to chociaż wyprowadził z domu jakieś dobra do ciebie? Jakoś zabezpieczył się majątkowo? A ma jeszcze inne kochanki oprócz ciebie?
Panu powiedz do widzenia i jedź gdzieś daleko sobie popłakać, przemyśleć wszystko, nabrać dystansu i wiary w siebie. A potem zacznij wdrażać zasady transerfingu w swoje życie i wybierz swoją drogę.
Nie przeczytałam całego wątku, ale panowie trochę oględnie się wypowiadali


- Prometeusz
- Posty: 1848
- Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
No to poleciała prawda 

Z drugiej strony może być tak, że jeśli już się uwolni nadmierny potencjał, to się okaże, że przyjdzie taka nowa, której nie będzie zależeć i dla niej misio rozwiedzie się z miejsca.
Samo życie


Z drugiej strony może być tak, że jeśli już się uwolni nadmierny potencjał, to się okaże, że przyjdzie taka nowa, której nie będzie zależeć i dla niej misio rozwiedzie się z miejsca.

Samo życie

Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Nie było tak dosadnie
Chyba

Zawsze się znajdzie jakaś naiwna, która będzie się bujała, bujała, aż zostanie wymieniona na nowszy model.


Najwcześniej za 10 lat, jak dzieci dorosną i nikt nie będzie cierpiał. Pan - wahadło - tak ma, że musi mieć kogoś na boku, bo to dodaje mu pewności siebie, sprawdza się kogucikPrometeusz pisze: jeśli już się uwolni nadmierny potencjał, to się okaże, że przyjdzie taka nowa, której nie będzie zależeć i dla niej misio rozwiedzie się z miejsca.![]()

Zawsze się znajdzie jakaś naiwna, która będzie się bujała, bujała, aż zostanie wymieniona na nowszy model.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Witaj Zamek 
Spodziewałam się, że w końcu przeczytam tutaj taki komentarz...Słyszałam takich już kilka i nawet statystyki pokazują, że sytuacja nie jest godna pozazdroszczenia...Cieszę się, że poznałam Twoją opinię
Może odniosę się do Twojego posta w punktach:
1) Żona wie, że nie jest kochana i ona sama nie kocha. Nie sypiają ze sobą. Skąd to wiem? Mamy wspólne znajome, którym ona sama się zwierza. To typ kobiety, która żyje z mężczyzną dla pieniędzy (sama to głosi wszem i wobec). To ona, że tak powiem, "odstawiła" męża od łóżka - czego również nie ukrywa...Był też w jej życiu kochanek...Jej poglądy i zawiłe losy są ogólnie znane w towarzystwie
2) Innych kochanek mój facet, mam nadzieję, nie ma. Ale któż w dzisiejszych czasach może mieć stuprocentową pewność? Ufam mu i nigdy nie trafiłam na żaden "dowód" niewierności. W sumie oficjalny związek też nie gwarantuje, że mężczyzna nie zdradza, więc...Tak czy siak wszystko opiera się na zaufaniu...
3) Święta spędza zarówno z rodziną jak i ze mną. Wakacje tylko ze mną.
4) Nie chodzi o parę groszy, ale o dom i kredyt. Sprzedając go w tym momencie wszyscy zostają bez dachu nad głową (on, żona i dzieci). Jest pewne rozwiązanie, jednak jak napisałam wcześniej wiąże się z długim czasem oczekiwania i może nie dojść do skutku jeżeli żona odkryje, że on chce odejść. Póki co czerpie korzyści z pieniędzy, które on zarabia i takie życie jej odpowiada. Ja widzę jeszcze inne rozwiązanie, ale mój facet musiałby odłożyć dumę na bok, co w przypadku mężczyzn jest dość trudne...Jeszcze trudniejsze, gdy z powodu niedawnego braku pracy, mężczyzna ten ma długi i musiałby całkowicie polegać w tej kwestii na kobiecie...
5) Byłam nieszczęśliwa w moim małżeństwie przez długie lata zanim zdecydowałam się w końcu na rozwód. Gdy jest dziecko i odpowiedzialność za nie, nie tak łatwo od razu odejść. Nic nie jest tylko czarne i białe. Żyliśmy z mężem obok siebie jak obcy ludzie, aż w końcu przyszedł TEN moment i powiedziałam "dość"...Dlatego teorie, że jak komuś źle, to zaraz rzuca wszystko i odchodzi, niestety nie w każdym przypadku sprawdzają się w praktyce. Byłam szantażowana, zastraszana, podsłuchiwana...Łatwo nie było i zajęło mi to trochę czasu zanim wszystko ogarnęłam...Miałam tylko łatwiej finansowo, bo zawsze byłam w pełni niezależna - mieszkaniowo również...
Chyba niczego nie pominęłam
Jeżeli sobie przypomnę, to dopiszę...

Spodziewałam się, że w końcu przeczytam tutaj taki komentarz...Słyszałam takich już kilka i nawet statystyki pokazują, że sytuacja nie jest godna pozazdroszczenia...Cieszę się, że poznałam Twoją opinię

Może odniosę się do Twojego posta w punktach:
1) Żona wie, że nie jest kochana i ona sama nie kocha. Nie sypiają ze sobą. Skąd to wiem? Mamy wspólne znajome, którym ona sama się zwierza. To typ kobiety, która żyje z mężczyzną dla pieniędzy (sama to głosi wszem i wobec). To ona, że tak powiem, "odstawiła" męża od łóżka - czego również nie ukrywa...Był też w jej życiu kochanek...Jej poglądy i zawiłe losy są ogólnie znane w towarzystwie

2) Innych kochanek mój facet, mam nadzieję, nie ma. Ale któż w dzisiejszych czasach może mieć stuprocentową pewność? Ufam mu i nigdy nie trafiłam na żaden "dowód" niewierności. W sumie oficjalny związek też nie gwarantuje, że mężczyzna nie zdradza, więc...Tak czy siak wszystko opiera się na zaufaniu...
3) Święta spędza zarówno z rodziną jak i ze mną. Wakacje tylko ze mną.
4) Nie chodzi o parę groszy, ale o dom i kredyt. Sprzedając go w tym momencie wszyscy zostają bez dachu nad głową (on, żona i dzieci). Jest pewne rozwiązanie, jednak jak napisałam wcześniej wiąże się z długim czasem oczekiwania i może nie dojść do skutku jeżeli żona odkryje, że on chce odejść. Póki co czerpie korzyści z pieniędzy, które on zarabia i takie życie jej odpowiada. Ja widzę jeszcze inne rozwiązanie, ale mój facet musiałby odłożyć dumę na bok, co w przypadku mężczyzn jest dość trudne...Jeszcze trudniejsze, gdy z powodu niedawnego braku pracy, mężczyzna ten ma długi i musiałby całkowicie polegać w tej kwestii na kobiecie...
5) Byłam nieszczęśliwa w moim małżeństwie przez długie lata zanim zdecydowałam się w końcu na rozwód. Gdy jest dziecko i odpowiedzialność za nie, nie tak łatwo od razu odejść. Nic nie jest tylko czarne i białe. Żyliśmy z mężem obok siebie jak obcy ludzie, aż w końcu przyszedł TEN moment i powiedziałam "dość"...Dlatego teorie, że jak komuś źle, to zaraz rzuca wszystko i odchodzi, niestety nie w każdym przypadku sprawdzają się w praktyce. Byłam szantażowana, zastraszana, podsłuchiwana...Łatwo nie było i zajęło mi to trochę czasu zanim wszystko ogarnęłam...Miałam tylko łatwiej finansowo, bo zawsze byłam w pełni niezależna - mieszkaniowo również...
Chyba niczego nie pominęłam

Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Ty nie szukasz tutaj odpowiedzi na pytanie, tylko raczej potwierdzenia, że robisz słusznie. Każda wypowiedź jest usprawiedliwianiem bezczynności Pana.
I łatwo oceniasz ludzi.
Polecam powtórzyć rozdziały książki o wahadłach, a wtedy zobaczysz jak jesteś manipulowana.
Mam wrażenie, że wszystko co robisz kłóci się z zasadami transerfingu. Wszystko jest nie tak.
Wolisz być kochanką, a nie kochaną i jedyną kobietą spełnioną. Twój wybór. 
I łatwo oceniasz ludzi.

Ta żona to chyba mało bystra, że niczego się nie domyśla. Skoro zależy jej na kasie, to może dostać duże alimenty. Gdy są chęci, to można wszystko ułożyć. A właściwie samo się układa. Bo tak działa zewnętrzny zamiar, a tobie pozostaje tylko przebierać nogami do celu.Shantelle pisze: Mamy wspólne znajome, którym ona sama się zwierza. To typ kobiety, która żyje z mężczyzną dla pieniędzy (sama to głosi wszem i wobec).
Polecam powtórzyć rozdziały książki o wahadłach, a wtedy zobaczysz jak jesteś manipulowana.

Mam wrażenie, że wszystko co robisz kłóci się z zasadami transerfingu. Wszystko jest nie tak.


- Prometeusz
- Posty: 1848
- Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Trzeba przeczytać parę książek na jakiej podstawie ludzie dokonują wyborów. Dlatego sugeruje, że ludzie (i na sobie trzeba to testować przede wszystkim) nie kierują się logicznym i sensownym rozumowaniem, tylko już dokonany wybór próbują tak uzasadnić, aby wydawało się że to ma sens. Wewnętrznie jesteśmy zdani na szereg mechanizmów. Na to w jakich sytuacjach biologicznie czujemy się pewnie, naszymi instynktami, tym co sobie przyswoilismy z otoczenia, tym czego się wyuczyliśmy, emocjami, nastrojami, wiedzą z ktorą się utożsamiliśmy. Stad pochodzą nasze chcenia i nie chcenia, nasze zamiary i niemoc.
Ja nikomu nie lubię mówić co robić ze swoimi związkami, bo czasami dla niektórych lepiej się łudzić i czerpać z tego jakąś gratyfikacje niź, poznać prawdę i wejść w stan zawieszenia.
Oczywiście dla już kumatego Transerfera układ ten się zmienia. Dzieki TR jesteśmy w stanie wpuścić więcej prawdy i obiektywizmu do naszego życia, dlatego bo nauczylismy się dbać o siebie i te zewnętrzne czynniki tak już nami nie kierują.
Ja nikomu nie lubię mówić co robić ze swoimi związkami, bo czasami dla niektórych lepiej się łudzić i czerpać z tego jakąś gratyfikacje niź, poznać prawdę i wejść w stan zawieszenia.
Oczywiście dla już kumatego Transerfera układ ten się zmienia. Dzieki TR jesteśmy w stanie wpuścić więcej prawdy i obiektywizmu do naszego życia, dlatego bo nauczylismy się dbać o siebie i te zewnętrzne czynniki tak już nami nie kierują.
Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Nikt jej nie powie co ma robić. Pokazujemy tylko inny punkt widzenia. Dla nas jest to klasyczny trójkąt, a dla niej prawdziwa miłość. My wiemy jak to się skończy (a nie jesteśmy jasnowidzamiPrometeusz pisze:Ja nikomu nie lubię mówić co robić ze swoimi związkami, bo czasami dla niektórych lepiej się łudzić i czerpać z tego jakąś gratyfikacje niź, poznać prawdę i wejść w stan zawieszenia.

Dla transerfera jest jasne, że jak świat nie sprzyja układowi to jest to zły układ. Więc szkoda czasu na coś co nie ma przyszłości.
Paradoksalnie, jak to pisałeś wcześniej, gdy Pani rzuci Pana, to wtedy coś się zmieni. Zniknie ważność i nadmierny potencjał.
Wszystkie osoby, które tkwiły w złych relacjach mówią, że straciły dużo czasu, niepotrzebnie. A może potrzebnie, trzeba czasu żeby dojrzeć.

Shantelle polecam techniki NLP. Nauczysz się jak manipulować ludźmi, żeby ci jedli z ręki. Tylko trzeba uważać, bo jest duża śmiertelność w tym środowisku.

- Prometeusz
- Posty: 1848
- Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Tak masz rację. Trwoni czas, ale... trwoni go na amory.
a to się nie liczy hehe W końcu on jej dał nieokreśloną obietnicę, że kiedyś się rozwiedzie. Czyli teoretycznie ona wie na czym stoi, więc nic nie traci. Skoro nie ma ciężkich uczuć, a każda ze stron coś dostaje, mimo, że niekoniecznie musi to być full opcja to znaczy że zamiar działa dobrze, tylko jego ukierunkowanie jest zakrzywione.
Ja sam nie wiem jak to jest, z jednej strony powinno być tak jak mówisz, ale z drugiej wiedza mi podpowiada spokój, rozwagę oraz robienie małych kroków. Te sprawy mnie na co dzień nie pochłaniają, ale podobno znaleźć kogoś jest łatwo, ale znaleźć odpowiednią osobę do wspólnego życia na dłużej jest już trudniejsze.

Ja sam nie wiem jak to jest, z jednej strony powinno być tak jak mówisz, ale z drugiej wiedza mi podpowiada spokój, rozwagę oraz robienie małych kroków. Te sprawy mnie na co dzień nie pochłaniają, ale podobno znaleźć kogoś jest łatwo, ale znaleźć odpowiednią osobę do wspólnego życia na dłużej jest już trudniejsze.

Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
.
Ostatnio zmieniony wt lis 03, 2015 9:58 pm przez marcel, łącznie zmieniany 1 raz.
.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
To dlaczego dała tytuł, który mówi, że tego nie chcemarcel pisze: Dostaje to czego chce i oczekuje od życia.

A moim zdaniem ona traci szansę na naprawdę satysfakcjonujący związek, ale z kimś innym. Dopóki ona jest z Panem Misiem, to jest niewidzialna dla tego właściwego.Prometeusz pisze: Czyli teoretycznie ona wie na czym stoi, więc nic nie traci. Skoro nie ma ciężkich uczuć, a każda ze stron coś dostaje, mimo, że niekoniecznie musi to być full opcja to znaczy że zamiar działa dobrze, tylko jego ukierunkowanie jest zakrzywione. :

Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Widzę, że dyskusja żyje swoim własnym życiem
Cieszę się ogromnie!
Przeczytałam Wasze rozważania i muszę znaleźć dogodny moment, żeby zebrać myśli i ustosunkować się do tego, co napisaliście.
Tak na szybko chciałabym jednak odeprzeć dwa "zarzuty"...
Po pierwsze nie bronię mojego faceta, opisuję tylko sytuację i mój punkt widzenia, żeby dać Wam pełniejszy obraz. Na prawdę założyłam ten wątek po to, żeby przeczytać obiektywne opinie innych osób i dowiedzieć się czy TR ma tu szansę zadziałać. Pewne sprawy postrzegam może w specyficzny sposób, ale to w głównej mierze dlatego, że sama przeżyłam nieudane małżeństwo i rozwód. Po tych doświadczeniach wiem, że rzeczy, które wcześniej wydawały mi się łatwe i oczywiste, okazały się o wiele trudniejsze i nieco inne niż sobie wyobrażałam. Wiem już, że łatwo "gdybać" kiedy się samemu nie jest w danej sytuacji. Może też dlatego jestem bardziej tolerancyjna w tej całej sytuacji...Dla postronnych osób może to wygląda na naiwność i stratę czasu, ale pewne okoliczności sprawiają, że zupełnie tak tego nie odczuwam. Znam tego faceta od czasów szkolnych, jesteśmy dla siebie nie tylko kochankami, ale przede wszystkim przyjaciółmi. Sporo razem przeżyliśmy. Były to również bardzo ciężkie chwile...Wiele moich emocji trudno przekazać ludziom obserwującym tą relację z boku, ale nie jest to ktoś, kogo tak po prostu mogę wyrzucić i wymienić. Moje życie jest z nim bardzo mocno związane. Poza tym mam wielki szacunek do miłości, przyjaźni i relacji międzyludzkich. Dla mnie to jest w życiu najcenniejsze...
Druga sprawa to stwierdzenie Zamek, że łatwo oceniam ludzi. Otóż nie była to ocena, ale stwierdzenie faktu, którym wspomniana przeze mnie żona, osobiście szczyci się w towarzystwie. Jestem daleka od oceniania kogokolwiek, a to, co napisałam było niemalże dokładnym zacytowaniem jej poglądów. Głośno i bez ogródek głosi, że mężczyzna jest po to, by zarabiać pieniądze, a kobieta ma z tego korzystać. Według niej mężatką jest się po to, żeby się nie przemęczać i korzystać z zaradności męża. To jej własne słowa i uważa, że każda kobieta powinna tak właśnie podchodzić do małżeństwa. Ona nie tylko się z tymi poglądami nie kryje, ale wręcz jest zaszokowana, że ktoś może myśleć inaczej...Dlatego rozwód wiązałby się dla niej z utratą statusu "ustawionej" żony, co w jej mniemaniu jest porażką życiową.
Cdn...

Przeczytałam Wasze rozważania i muszę znaleźć dogodny moment, żeby zebrać myśli i ustosunkować się do tego, co napisaliście.
Tak na szybko chciałabym jednak odeprzeć dwa "zarzuty"...
Po pierwsze nie bronię mojego faceta, opisuję tylko sytuację i mój punkt widzenia, żeby dać Wam pełniejszy obraz. Na prawdę założyłam ten wątek po to, żeby przeczytać obiektywne opinie innych osób i dowiedzieć się czy TR ma tu szansę zadziałać. Pewne sprawy postrzegam może w specyficzny sposób, ale to w głównej mierze dlatego, że sama przeżyłam nieudane małżeństwo i rozwód. Po tych doświadczeniach wiem, że rzeczy, które wcześniej wydawały mi się łatwe i oczywiste, okazały się o wiele trudniejsze i nieco inne niż sobie wyobrażałam. Wiem już, że łatwo "gdybać" kiedy się samemu nie jest w danej sytuacji. Może też dlatego jestem bardziej tolerancyjna w tej całej sytuacji...Dla postronnych osób może to wygląda na naiwność i stratę czasu, ale pewne okoliczności sprawiają, że zupełnie tak tego nie odczuwam. Znam tego faceta od czasów szkolnych, jesteśmy dla siebie nie tylko kochankami, ale przede wszystkim przyjaciółmi. Sporo razem przeżyliśmy. Były to również bardzo ciężkie chwile...Wiele moich emocji trudno przekazać ludziom obserwującym tą relację z boku, ale nie jest to ktoś, kogo tak po prostu mogę wyrzucić i wymienić. Moje życie jest z nim bardzo mocno związane. Poza tym mam wielki szacunek do miłości, przyjaźni i relacji międzyludzkich. Dla mnie to jest w życiu najcenniejsze...
Druga sprawa to stwierdzenie Zamek, że łatwo oceniam ludzi. Otóż nie była to ocena, ale stwierdzenie faktu, którym wspomniana przeze mnie żona, osobiście szczyci się w towarzystwie. Jestem daleka od oceniania kogokolwiek, a to, co napisałam było niemalże dokładnym zacytowaniem jej poglądów. Głośno i bez ogródek głosi, że mężczyzna jest po to, by zarabiać pieniądze, a kobieta ma z tego korzystać. Według niej mężatką jest się po to, żeby się nie przemęczać i korzystać z zaradności męża. To jej własne słowa i uważa, że każda kobieta powinna tak właśnie podchodzić do małżeństwa. Ona nie tylko się z tymi poglądami nie kryje, ale wręcz jest zaszokowana, że ktoś może myśleć inaczej...Dlatego rozwód wiązałby się dla niej z utratą statusu "ustawionej" żony, co w jej mniemaniu jest porażką życiową.
Cdn...
