Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
- Prometeusz
- Posty: 1848
- Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
I tak mi się wydaje, że coś tu jest nie tak.... ten układ musi być trzymany przez jakieś mocne wahadło.
Możesz wrzucić sobie amalgamat, że sprawa już się sama rozwiązała. On też mógłby nie tyle zacząć uprawiać transerfing co poznać te głowne wyzwalające założenia.
Możesz wrzucić sobie amalgamat, że sprawa już się sama rozwiązała. On też mógłby nie tyle zacząć uprawiać transerfing co poznać te głowne wyzwalające założenia.
Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Prometeusz pisze:I tak mi się wydaje, że coś tu jest nie tak.... ten układ musi być trzymany przez jakieś mocne wahadło.
Jak zawsze masz rację Najlepszą radę jaką dałeś w tej sprawie to odpuścić i odejść. Wtedy zawsze można się przekonać czy ta "miłość" była prawdziwa czy nie. Ale kto by słuchał rad kogoś z boku.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Czas na dalszy ciąg
Dokładnie...Mam poczucie trwonienia czasu, ale w odniesieniu do naszego wspólnego życia razem, legalnie - jeśli mogę to tak ująć. Moglibyśmy już żyć normalnie, a marnujemy cenne dni...Natomiast nie czuję żebym traciła czas spędzając go z tym mężczyzną podczas gdy mogłabym w tej samej chwili być z innym. Nie chcę innego, chcę tego.
Myślę podobnie jeśli chodzi o szukanie odpowiedniej osoby. Wiem, że nie jest to łatwe, przerabiałam wielokrotnie i to pierwszy facet, z którym czuję, że to jest TO! Staram się zachować spokój i obserwować rezultaty, żeby nie psuć niczego nadmiernymi emocjami. Nie zawsze wychodzi, ale stosuję to dopiero od kilku tygodni...Może w końcu zewnętrzny zamiar zadziała...
A o technikach NLP poczytam bardzo chętnie. Dziękuję za podpowiedź Możesz napisać czy stosowałaś osobiście i z jakim rezultatem?
Z amalgamatem spróbuję. Dziękuję za wszystkie rady
Chcę być kochaną i jedyną kobietą, ale nie dla kogokolwiek, tylko właśnie dla tego mężczyzny...Może za bardzo CHCĘ i stąd problem? A może za bardzo NIE CHCĘ być kochanką i właśnie to dostaję, w myśl zasady, że otrzymujesz to, czego najbardziej nienawidzisz? Skąd pewność, że tylko rezygnacja z tej konkretnej osoby dałaby mi szczęście skoro ja czuję, że nie chcę rezygnować, ale doprowadzić do tego, by ten człowiek dostrzegł to, co widzę ja...zamek pisze:Mam wrażenie, że wszystko co robisz kłóci się z zasadami transerfingu. Wszystko jest nie tak. Wolisz być kochanką, a nie kochaną i jedyną kobietą spełnioną. Twój wybór.
Prometeusz pisze:Tak masz rację. Trwoni czas, ale... trwoni go na amory. a to się nie liczy hehe W końcu on jej dał nieokreśloną obietnicę, że kiedyś się rozwiedzie. Czyli teoretycznie ona wie na czym stoi, więc nic nie traci. Skoro nie ma ciężkich uczuć, a każda ze stron coś dostaje, mimo, że niekoniecznie musi to być full opcja to znaczy że zamiar działa dobrze, tylko jego ukierunkowanie jest zakrzywione.
Ja sam nie wiem jak to jest, z jednej strony powinno być tak jak mówisz, ale z drugiej wiedza mi podpowiada spokój, rozwagę oraz robienie małych kroków. Te sprawy mnie na co dzień nie pochłaniają, ale podobno znaleźć kogoś jest łatwo, ale znaleźć odpowiednią osobę do wspólnego życia na dłużej jest już trudniejsze.
Dokładnie...Mam poczucie trwonienia czasu, ale w odniesieniu do naszego wspólnego życia razem, legalnie - jeśli mogę to tak ująć. Moglibyśmy już żyć normalnie, a marnujemy cenne dni...Natomiast nie czuję żebym traciła czas spędzając go z tym mężczyzną podczas gdy mogłabym w tej samej chwili być z innym. Nie chcę innego, chcę tego.
Myślę podobnie jeśli chodzi o szukanie odpowiedniej osoby. Wiem, że nie jest to łatwe, przerabiałam wielokrotnie i to pierwszy facet, z którym czuję, że to jest TO! Staram się zachować spokój i obserwować rezultaty, żeby nie psuć niczego nadmiernymi emocjami. Nie zawsze wychodzi, ale stosuję to dopiero od kilku tygodni...Może w końcu zewnętrzny zamiar zadziała...
Nikt nie wie jak to się skończy, bo skąd? Nie chcę myśleć, że schemat jest zawsze jeden, bo to nie jest prawdą...Dopiero zaczęłam się zaprzyjaźniać z TR i moim zdaniem za wcześnie, by oceniać czy świat sprzyja układowi czy nie. Czy jest możliwe, że wcześniej psułam wszystko nadmiernymi potencjałami? Naciskałam, wymagałam reakcji itd. Czy na prawdę muszę odejść, żeby te potencjały zniknęły?zamek pisze:Nikt jej nie powie co ma robić. Pokazujemy tylko inny punkt widzenia. Dla nas jest to klasyczny trójkąt, a dla niej prawdziwa miłość. My wiemy jak to się skończy (a nie jesteśmy jasnowidzami ), a ona woli trwać w tym zawieszeniu.
Dla transerfera jest jasne, że jak świat nie sprzyja układowi to jest to zły układ. Więc szkoda czasu na coś co nie ma przyszłości.
Paradoksalnie, jak to pisałeś wcześniej, gdy Pani rzuci Pana, to wtedy coś się zmieni. Zniknie ważność i nadmierny potencjał.
Wszystkie osoby, które tkwiły w złych relacjach mówią, że straciły dużo czasu, niepotrzebnie. A może potrzebnie, trzeba czasu żeby dojrzeć.
Shantelle polecam techniki NLP. Nauczysz się jak manipulować ludźmi, żeby ci jedli z ręki. Tylko trzeba uważać, bo jest duża śmiertelność w tym środowisku.
A o technikach NLP poczytam bardzo chętnie. Dziękuję za podpowiedź Możesz napisać czy stosowałaś osobiście i z jakim rezultatem?
A może jego poczucie winy w stosunku do dzieci? Niby mówi, że jest przygotowany na to, że dzieci zostaną z matką po rozwodzie, ale może podświadomie czuje coś innego? Staram się sugerować mu, że ma prawo do własnego życia, a nieszczęśliwe małżeństwo tylko pogłębia złą kondycję psychiczną dzieci. Widzę to na przykładzie mojego dziecka - minęły stresy, awantury w domu itd. i teraz to zupełnie inne dziecko! Wreszcie się uśmiecha i bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Myślę, że w tym temacie mój facet jednak czuje się zblokowany, choć twierdzi, że nie będzie z tym kłopotu, kiedy zabezpieczy rodzinę w sposób jaki sobie wybrał...Prometeusz pisze:I tak mi się wydaje, że coś tu jest nie tak.... ten układ musi być trzymany przez jakieś mocne wahadło.
Możesz wrzucić sobie amalgamat, że sprawa już się sama rozwiązała. On też mógłby nie tyle zacząć uprawiać transerfing co poznać te głowne wyzwalające założenia.
Z amalgamatem spróbuję. Dziękuję za wszystkie rady
Na razie dostaję tylko część tego, czego chcę...Liczę na więcejmarcel pisze: Na wszystkich polach żeby osiągnąc sukces i satysfakcję potrzebne jest tylko kierunkowe działanie. A ona to robi. Dostaje to czego chce i oczekuje od życia.
Można tylko życzyć powodzenia i przyglądać się z ciekawością
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
To jest obraz/slajd.Shantelle pisze:... a to, co napisałam było niemalże dokładnym zacytowaniem jej poglądów. Głośno i bez ogródek głosi, że mężczyzna jest po to, by zarabiać pieniądze, a kobieta ma z tego korzystać.
A to jest zdecydowanie, by mieć.Shantelle pisze:Według niej mężatką jest się po to, żeby się nie przemęczać i korzystać z zaradności męża.
Jak wyżej.Shantelle pisze:Ona nie tylko się z tymi poglądami nie kryje, ale wręcz jest zaszokowana, że ktoś może myśleć inaczej...
Mamy więc taki obraz:
1. bezuczuciowe podejście do związków
2. w małżeństwie liczą się pieniądze
3. ma mi być wygodnie (korzystanie z zaradności męża)
4. zdecydowanie, by to wszystko mieć
I mamy takie oto odbicie w lustrze:
1. małżeństwo bez miłości (mąż ma kochankę)
2. główny argument przeciwko rozwodowi: hajs
3. żonie jest wygodnie (to mąż się martwi o zabezpieczenie dzieci i coś kombinuje, ona ma to pewnie gdzieś)
4. mąż dalej przy niej trwa i nie zanosi się na zmiany
Jak na moje, wszystko się zgadza... Dla mnie sytuacja wygląda tak: żona nieświadomie uruchamia zewnętrzny zamiar, a mąż i kochanka oboje śpią w najlepsze i, jak to w snach bywa, okoliczności wybierają ich, a nie na odwrót.
90%.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Tak, myślę, że bardzo obrazowo to przedstawiłaś i masz rację. Teraz najlepiej by było aby ktoś równie obrazowo przedstawił przepis na uruchomienie przeze mnie takiego zamiaru zewnętrznego, żeby mąż wyrwał się spod presji żony... Cały czas próbuję znaleźć sposób, aby nie porzucając faceta sprawić, by się rozwiódł...Czuję, że zakończenie naszego związku nie jest jedynym rozwiązaniem...Nie chcę odchodzić...Moim celem jest życie właśnie z tym mężczyzną...Skyelar pisze:Jak na moje, wszystko się zgadza... Dla mnie sytuacja wygląda tak: żona nieświadomie uruchamia zewnętrzny zamiar, a mąż i kochanka oboje śpią w najlepsze i, jak to w snach bywa, okoliczności wybierają ich, a nie na odwrót.
- purple_elephant
- Posty: 237
- Rejestracja: wt lis 05, 2013 8:13 am
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Robienie analizy zachowania osoby ktora o tym nie ma zielonego pojecia (zona kochanka Shantelle), na podstawie wywodow tej ktora nie chce, ale jest na swoje nieszczescie/szczesnie kochanka.
No po prostu mistrzostwo swiata
Skylear, Shantelle gadacie jak durne baby, ktore sie w zyciu nudza. Durne, durne baby.
No po prostu mistrzostwo swiata
Skylear, Shantelle gadacie jak durne baby, ktore sie w zyciu nudza. Durne, durne baby.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
1. Obudź się i zdystansuj się mentalnie do tej sytuacji.Shantelle pisze:Teraz najlepiej by było aby ktoś równie obrazowo przedstawił przepis na uruchomienie przeze mnie takiego zamiaru zewnętrznego, żeby mąż wyrwał się spod presji żony... Cały czas próbuję znaleźć sposób, aby nie porzucając faceta sprawić, by się rozwiódł...Czuję, że zakończenie naszego związku nie jest jedynym rozwiązaniem...Nie chcę odchodzić...Moim celem jest życie właśnie z tym mężczyzną...
2. Potraktuj ją jak wahadło (w ten sposób się od niej "odstroisz"), czyli najlepiej przejdź obojętnie obok.
3. Jeżeli naprawdę chcesz tego faceta, to dusza już zdecydowała. Teraz wystarczy, że ukierunkujesz umysł na tą wizję.
4. Zrób to z takim samym zdecydowaniem, co żona.
90%.
- Prometeusz
- Posty: 1848
- Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Potencjały to swoją drogą....
Ważne jest by mieć energię, a dwa by ją ukierunkować, czyli nadać siłę zamiarowi. Jak to zrobić? O tym mówi cały TR.
Ważne jest by mieć energię, a dwa by ją ukierunkować, czyli nadać siłę zamiarowi. Jak to zrobić? O tym mówi cały TR.
Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Nie analiza zachowania, tylko analiza tekstu. Jestem filologiem, nie psychologiempurple_elephant pisze:Robienie analizy zachowania
Przy (bardzo optymistycznym) założeniu, że istnieje coś takiego, jak obiektywna rzeczywistość, to i tak najprawdopodobniej nigdy się nie dowiemy, jak ona wygląda w tej sytuacji. Jak chcesz, to sobie gdybaj, mi się nie chce Z punktu widzenia TR obiektywna rzeczywistość i tak nie ma to żadnego znaczenia, bo świat to lustro, które zawsze zgadza się w tym, przy czym się upieramy. Do zrozumienia, co się dzieje w rzeczywistości Shantelle jest nam zatem potrzebny jedynie obraz, jaki ma w głowie, gdyż tego obrazu ona doświadczy w swojej rzeczywistości. Język w dużej mierze odbija to, jak myślimy, więc całkiem niezły fragment tego obrazu dają nam jej posty.purple_elephant pisze:osoby ktora o tym nie ma zielonego pojecia (zona kochanka Shantelle), na podstawie wywodow tej ktora nie chce, ale jest na swoje nieszczescie/szczesnie kochanka.
Fragment, który sobie tam wyżej zacytowałam to jedyny, który mnie, szczerze mówiąc, zainteresował w całym wątku. Poza tym mamy w tekście kolesia, który w sumie to nie kocha żony, ale jej nie zostawi, bo coś tam coś tam i sobie tkwi w zawieszeniu, blablabla i jego kochankę, która nie chce być kochanką, ale nią jest, chce być z tym facetem, ale jednocześnie pyta, czy stosowanie TR w ogóle ma jakiś sens w jej sytuacji (wątpliwości, brak zdecydowania by mieć, bo gdyby była zdecydowana, to nie oszukujmy się, nie zadawałaby takich pytań i wzięłaby co chciała, nawet gdyby nie miało to sensu).
Żona to jedyny "głos" w tym tekście, który wypowiada się (nie osobiście, Shantelle ją cytuje - co znów, nie mówi nam oczywiście absolutnie nic o samej żonie, ale o roli, jaką ona pełni w rzeczywistości Shantelle) zdecydowanie, który cały czas wie, czego chce. W efekcie, to żona rozdaje karty (znowu: tak będzie w rzeczywistości Shantelle). I tu się robi ciekawie i sensownie, bo mamy w końcu kogoś, kto steruje tym całym bałaganem. Jeszcze ciekawsze jest to, że główny punkt kontroli leży poza autorką postów. Autorka w obecnym wariancie może jedynie tkwić w sytuacji, z której nie jest zadowolona lub odejść z tego cyrku bez niczego. Żona w tym samym punkcie wyjścia ma więcej opcji, co znowu dowodzi jej większej kontroli nad sytuacją.
Widać tu także analogię między żoną a byłym mężem Shantelle (ten brak kontroli nad życiem u Shantelle, inna osoba dyktuje warunki). Czy to tylko pojedyncze podobieństwo, czy może wzorzec - to powinna stwierdzić Shantelle. Jeżeli to wzorzec to wynocha do psychoanalityka, a nie bawić się w transerfingi
Tworzenie tekstów to mój główny cel Ich analiza to część drogi. Cóż zrobić.purple_elephant pisze:Skylear, Shantelle gadacie jak durne baby, ktore sie w zyciu nudza. Durne, durne baby.
90%.
- Prometeusz
- Posty: 1848
- Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Jestem pod wrażeniem analiz. Bardzo mi się podobają. Spojne, konkretne, trafiające w sedno. Proszę kontynuować.
Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
.
Ostatnio zmieniony wt lis 03, 2015 9:59 pm przez marcel, łącznie zmieniany 1 raz.
.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Skyelar, dziękuję za tę analizę...Zwróciłaś uwagę na ciekawą kwestię, o której tak na prawdę nigdy nie myślałam...Zawsze wydaje mi się, że jestem zdecydowana, by coś mieć i według mnie po prostu po to sięgam...Ale może to, co uważam za "sięganie" wcale nim nie jest...? Tkwię w tym związku przez długi okres czasu i jedynym powodem, dla którego czekam była pewność, że mój facet się rozwiedzie. Ale kiedy mijało coraz więcej czasu i sprawy się komplikowały, to ta pewność powoli znikała. I wtedy zaczęłam szukać rozwiązania, trafiając na TR. I teraz moje pytanie: w którym momencie był błąd skoro byłam pewna, a jednak rozwód nie nastąpił? Co będzie w moim przypadku tym "sięganiem po swoje"? Trwanie w związku bez narzekania i czekanie na rozwój wypadków? Ale to już robiłam wcześniej i zawiodło...Nie wiem, co jest tym moim "przebieraniem nogami"...Trochę dziwne te moje pytania, ale mam nadzieję, że jasno to wytłumaczyłam...Skyelar pisze:Widać tu także analogię między żoną a byłym mężem Shantelle (ten brak kontroli nad życiem u Shantelle, inna osoba dyktuje warunki). Czy to tylko pojedyncze podobieństwo, czy może wzorzec - to powinna stwierdzić Shantelle. Jeżeli to wzorzec to wynocha do psychoanalityka, a nie bawić się w transerfingi
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Nie wiem, jak reszta, ale ja się już nauczyłam, że jeżeli rano jestem czegoś pewna, to najdalej w południe wszystko, co było pewne na 100% obróci się w pył na skutek jakiegoś niesamowitego zbiegu okoliczności. Nadmierne potencjały (pewność, co do rzeczy, które jeszcze nie nastąpiły to jeden z nich), to raz. Dwa, w obecnym scenariuszu, w którym sobie żyjesz i grasz swoją rolę kochanki nic nie zmienisz. To po prostu niemożliwe – nie da się zmienić scenariusza, w każdym jednym role zostały obsadzone dawno temu. Jak zostały obsadzone w tym konkretnym, opisałam wyżej. Cały myk w TR polega na tym, że możesz wybrać inny scenariusz, z inną rolą, a ten zostawić za sobą.Shantelle pisze:I teraz moje pytanie: w którym momencie był błąd skoro byłam pewna, a jednak rozwód nie nastąpił? Co będzie w moim przypadku tym "sięganiem po swoje"? Trwanie w związku bez narzekania i czekanie na rozwój wypadków? Ale to już robiłam wcześniej i zawiodło...Nie wiem, co jest tym moim "przebieraniem nogami"...Trochę dziwne te moje pytania, ale mam nadzieję, że jasno to wytłumaczyłam...
Zrób to, co Ci napisałam gdzieś tam wyżej. Po punkcie drugim, gdy odstroisz się od wahadeł i od obecnego scenariusza, znajdziesz się w miejscu, w którym będziesz mogła wybrać inny scenariusz. Po konkretne „jak” się obudzić ze snu kamiennego odsyłam do tomu pierwszego, informacji jest tam aż nadto. Po prostu to zastosuj.
Prawda jest taka, że mogę tu pisać o zamiarze godzinami wywody na nawet i kilkadziesiąt stron, ale dopóki będziesz tkwisz przypięta myślami i emocjami do gry, w której uczestniczysz, i tak nic to nie da. Nie dotrze do Ciebie, bo dopóki siedzisz w grze, nadajesz na falach problemu, a ja na falach rozwiązania. Choćbym chciała to i tak jestem bezradna w tej sytuacji. Natomiast gdy odepniesz się od tej sytuacji i przy okazji od wahadeł, to moje pisanie nie będzie Ci potrzebne, bo po prostu, gdy uzyskasz wolność, uzyskasz wybór, a reszta przyjdzie sama. Nie przejmuj się tym na razie. Możliwe, że nic nie będziesz musiała robić. Zdarza się i tak.Shantelle pisze:Co będzie w moim przypadku tym "sięganiem po swoje"? Trwanie w związku bez narzekania i czekanie na rozwój wypadków? Ale to już robiłam wcześniej i zawiodło...Nie wiem, co jest tym moim "przebieraniem nogami"...
A ja od dziecka chciałam zrozumieć świat, który mnie otacza i to, jak on działa i dlaczego tak. Tyle pytań, tak mało odpowiedzi i w dodatku nikt ich tak naprawdę nie szuka. Od lat więc chłonę różne teorie jak gąbka. TR mi trochę rozjaśnił w głowie i poukładał w całość to, co wcześniej sama dostrzegałam.marcel pisze:Ja odszedłem od TR i przekładania wszystkiego pod jego idee, strata czasu.
90%.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
.
Ostatnio zmieniony wt lis 03, 2015 9:59 pm przez marcel, łącznie zmieniany 1 raz.
.
- Prometeusz
- Posty: 1848
- Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Człowiek to cała struktura psychiczna. Nie można nikomu zmienić zamiaru na zasadzie zmienić jakąś jego konkretną myśl, przekonanie czy postanowienie. Bo, żeby zmiana zaszła, to musi być uaktywniona cała struktura.
Mi się jednak udawało zmieniać zamiary ludzi, chociaż tylko na chwilę. Nie potrafiłem utrzymać tego kierunku pernamentnie.
Nie wiem co skutkowało, ale wiem kilka rzeczy.
1. Mialem dużo energii.
2. Realizowałem swoje zamiary.
3. Te techniki transerfingowe, to wychodziły mi same z siebie.
4. Odczuwałem to tak, jakbym pomagał tym ludziom uporządkować ich wnętrze, byli oni zaangażowani w dyskusje.
5. Po czasie mam wątpliwości, czy był bym w stanie ostatecznie wyrwać ich ze snu. Chociaż uwzględniam też możliwość, że może być to kwestia długości takiej relacji, może przy odpowiednio długim oddziaływaniu ich schematy uległyby na stałe modyfikacji? Nie wiem.
Jakie z tego wnioski?
Nieekonomiczna jest próba wywarcia zmiany na kimś. Im bardziej skupiamy się na kimś tym mniej na swoich celach, które powinny dotyczyć tylko nas, inaczej zmiesza to siłę naszego zamiaru. Oddziaływania są możliwe, ale nigdy nie mają charakter bezpośredni. To nie jest manipulacja, która tylko technicznie jest niebezpośrednia, gdyź naprawdę jest wewnętrznym zamiarem. Takie oddziaływanie może być podobne w wykonaniu do manipulacji, ale nią nie jest. Uważam, że jest to rodzaj inteligencji. Celem powinno być osiągnięie pewnej spójności. Tzn. działanie nakierowane na chwilowe korzyści niewiele da, bo nawet jak się pojawią, to nie będziemy w stanie utrzymać wysokiej jakości. Dlatego wolę fundamentalny rozwój, ktory jest wolniejszy, drobniejszy, ale stały.
Nie wiem, czy to właściwa droga, ale moim zdaniem można dbać o te elementy oddzielnie, by je na końcu zintegrować. Na przykład.
Najpierw zadbać o wysoki poziom energii, potem nauczyć się operować zamiarem, potem zadbać o dobrą komunikacje i poduczyć się wywierania wpływu na innych. Kiedy stanie to się to nawykiem, to myślę łatwiej będzoe uruchomić zewnętrzny zamiar. W międzyczasie karmić można podświadomość dobrymi i chcianymi wzorcami tak, by potem uniknąc lęku przed sukcesem i by wejście na nową linie życia byłoby czymś naturalnym.
Po za tym we wszystkim - technika małych kroków i gotowanie żaby
Myślę, że sukces Naszej Shantelle jest możliwy, lecz raz wymagaoby to przestawienia się i inteligentnego podejścia, co myślę w jej wypadku nie byłoby trudne oraz realnej transerfingowej pracy, no i czasu... Tak, bardziej ekonomicznym rozwianiem byłoby wskoczenie w inny układ, co nie znaczy, że nie można wybrać innego układu z tym samym mężczyznom, wymaga to po prostu spełnienia innych warunków.
Znam kilka takich przypadków. Np.
Wszyscy mówili takiej kobiecie, że jeśli syn stał się narkomanem, to trzeba mu pozwolić spaść na samo dno, zostawić bez opieki, aby mógł sam się odbił od dna i wyjść z nałogu. Generalnie to prawda, choć więzi rodzinne są potem często zerwane i nie do naprawienia. Jednak ta kobieta nie przestała wierzyć i walczyła o syna, opiekowała się nim i wpuszczała do domu jak wracał na haju. Cały czas dawa mu sygnały niezachwianej miłości matczynej i to w końcu skruszył chopaka i zdołał wyjść z uzależnienia, nie mówiąc już o wzmocnieniu więzi.
W mojej rodzinie wójek wszedł w alkoholim bo wszyscy w jego pracy pili. Jego żon była całkiem przeciętna (jak się wydawalo) kura domowa, ktorej wiele do szczęśia nie było potrzeba. W końcu nie mogła już wytrzymać, ale zamiast się rozstać to postanowiła walczyć. Poszła do szefa męża, zreorganizowa całą kulturę w jego pracy, a jego samego wysałała na odwyk. Teraz są dalej rodziną.
Można? Można!
Mi się jednak udawało zmieniać zamiary ludzi, chociaż tylko na chwilę. Nie potrafiłem utrzymać tego kierunku pernamentnie.
Nie wiem co skutkowało, ale wiem kilka rzeczy.
1. Mialem dużo energii.
2. Realizowałem swoje zamiary.
3. Te techniki transerfingowe, to wychodziły mi same z siebie.
4. Odczuwałem to tak, jakbym pomagał tym ludziom uporządkować ich wnętrze, byli oni zaangażowani w dyskusje.
5. Po czasie mam wątpliwości, czy był bym w stanie ostatecznie wyrwać ich ze snu. Chociaż uwzględniam też możliwość, że może być to kwestia długości takiej relacji, może przy odpowiednio długim oddziaływaniu ich schematy uległyby na stałe modyfikacji? Nie wiem.
Jakie z tego wnioski?
Nieekonomiczna jest próba wywarcia zmiany na kimś. Im bardziej skupiamy się na kimś tym mniej na swoich celach, które powinny dotyczyć tylko nas, inaczej zmiesza to siłę naszego zamiaru. Oddziaływania są możliwe, ale nigdy nie mają charakter bezpośredni. To nie jest manipulacja, która tylko technicznie jest niebezpośrednia, gdyź naprawdę jest wewnętrznym zamiarem. Takie oddziaływanie może być podobne w wykonaniu do manipulacji, ale nią nie jest. Uważam, że jest to rodzaj inteligencji. Celem powinno być osiągnięie pewnej spójności. Tzn. działanie nakierowane na chwilowe korzyści niewiele da, bo nawet jak się pojawią, to nie będziemy w stanie utrzymać wysokiej jakości. Dlatego wolę fundamentalny rozwój, ktory jest wolniejszy, drobniejszy, ale stały.
Nie wiem, czy to właściwa droga, ale moim zdaniem można dbać o te elementy oddzielnie, by je na końcu zintegrować. Na przykład.
Najpierw zadbać o wysoki poziom energii, potem nauczyć się operować zamiarem, potem zadbać o dobrą komunikacje i poduczyć się wywierania wpływu na innych. Kiedy stanie to się to nawykiem, to myślę łatwiej będzoe uruchomić zewnętrzny zamiar. W międzyczasie karmić można podświadomość dobrymi i chcianymi wzorcami tak, by potem uniknąc lęku przed sukcesem i by wejście na nową linie życia byłoby czymś naturalnym.
Po za tym we wszystkim - technika małych kroków i gotowanie żaby
Myślę, że sukces Naszej Shantelle jest możliwy, lecz raz wymagaoby to przestawienia się i inteligentnego podejścia, co myślę w jej wypadku nie byłoby trudne oraz realnej transerfingowej pracy, no i czasu... Tak, bardziej ekonomicznym rozwianiem byłoby wskoczenie w inny układ, co nie znaczy, że nie można wybrać innego układu z tym samym mężczyznom, wymaga to po prostu spełnienia innych warunków.
Znam kilka takich przypadków. Np.
Wszyscy mówili takiej kobiecie, że jeśli syn stał się narkomanem, to trzeba mu pozwolić spaść na samo dno, zostawić bez opieki, aby mógł sam się odbił od dna i wyjść z nałogu. Generalnie to prawda, choć więzi rodzinne są potem często zerwane i nie do naprawienia. Jednak ta kobieta nie przestała wierzyć i walczyła o syna, opiekowała się nim i wpuszczała do domu jak wracał na haju. Cały czas dawa mu sygnały niezachwianej miłości matczynej i to w końcu skruszył chopaka i zdołał wyjść z uzależnienia, nie mówiąc już o wzmocnieniu więzi.
W mojej rodzinie wójek wszedł w alkoholim bo wszyscy w jego pracy pili. Jego żon była całkiem przeciętna (jak się wydawalo) kura domowa, ktorej wiele do szczęśia nie było potrzeba. W końcu nie mogła już wytrzymać, ale zamiast się rozstać to postanowiła walczyć. Poszła do szefa męża, zreorganizowa całą kulturę w jego pracy, a jego samego wysałała na odwyk. Teraz są dalej rodziną.
Można? Można!
Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Dziękuję Wam za wszystkie wskazówki. Cały czas jestem w rozjazdach, więc nie mam warunków, żeby się rozpisywać. Ale po powrocie nadrobię zaległości
Pozdrawiam
Pozdrawiam
- Prometeusz
- Posty: 1848
- Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Daj znać jak wrócisz z tych rozjazdów. Może przez ten czas coś Cię zainspiruje, lub przyjdzie do Ciebie jakaś refleksja.
Chętnie poczytam jak sobie radzisz z pociąganiem za sznureczki, zawsze ta wiedza może się przydać.
Chętnie poczytam jak sobie radzisz z pociąganiem za sznureczki, zawsze ta wiedza może się przydać.
Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
.
Ostatnio zmieniony pt gru 02, 2016 3:03 pm przez kasica, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
.
Ostatnio zmieniony pt gru 02, 2016 3:03 pm przez kasica, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...
Nie chcę gonić króliczka...Chcę normalnego życia z tym konkretnym facetem...Żeby to było takie proste...Zostawić wszystko i znaleźć kogoś innego...Gdyby nie uczucia, to owszem...Ale problem polega na tym, że kocham i czuję więź. Wiem, że to może banalne, ale nie jestem nastolatką i wiele emocji przeżywałam podczas swojego życia. Tym razem widzę różnicę i czuję, że ten mężczyzna w jakiś niewytłumaczalny sposób zakorzenił się w mojej podświadomości.kasica pisze:poza tym jest ponad 6 mld ludzi na swiecie, czy jest sens tracić czas na kogoś kto karze Ci się ukrywac?
jestes wolnym człowiekiem , szczescie znajdz w sobie , a nie w ludziach, którzy sypiaja z inną kobietą w łóżku, udając szopkę.
W tym czasie jaki tracisz dawno bys się juz po tym pozbierała i znalazła faceta dla siebie gdzie nie byłoby gierek.
Ale tak jak pisałam wyżej jesli jestes typem "gon kroliczka" to bedziesz gonic go cale zycie jak nie z tym to z innym.
Niestety przeżywam teraz jakiś spadek nastroju Mam wrażenie, że nic nie idzie po mojej myśli i czuję się strasznie zagubiona...Mój cel wydaje się taki odległy, że wręcz niemożliwy Może to niecierpliwość...Przeczytałam wszystkie rady i wytworzyłam w głowie wiele pozytywnych obrazów, staram się nie reagować na wahadła, być wyrozumiałą...Ale sytuacja ciągle tkwi w miejscu...Podałeś Prometeuszu bardzo optymistyczne przykłady osiągnięcia celu przez dwie kobiety. Pomyślałam o tym, że kluczem do zmiany sytuacji jest okazywanie miłości i wiary w pozytywne zakończenie. Ale mam wrażenie, że im bardziej jestem tolerancyjna, to tym mocniej mój cel oddala się ode mnie...W zasadzie nie działa ani nacisk ani jego brak. Wszystko nadal toczy się swoim rytmem, jakby poza moją kontrolą...A dokładnie wygląda to tak: obojętnie czy poruszam temat naszej przyszłości naciskając na zmiany, czy też nie wspominam o tym w ogóle, mój facet nie robi nic, żeby poprawić naszą sytuację. Tak jakby czekał aż sprawy same się rozwiążą. Czyli tak jak do tej pory...Nie umiem tak wpłynąć na niego, żeby zauważył, że trzeba działać, zmienić coś...Albo coś robię źle, albo po prostu zmiany są tak powolne, że nawet ich nie zauważam...Kiedy już mam wrażenie, że moja sugestia zadziałała, że już ruszy sprawy do przodu, to nagle się okazuje, że on robi coś tak, jak zaplanował i znów wszystko wymyka mi się z rąk...No po prostu okropny mam nastrój od kilku dni... Chyba jakiś kryzys...Prometeusz pisze:Daj znać jak wrócisz z tych rozjazdów. Może przez ten czas coś Cię zainspiruje, lub przyjdzie do Ciebie jakaś refleksja.
Chętnie poczytam jak sobie radzisz z pociąganiem za sznureczki, zawsze ta wiedza może się przydać.