Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Zespół redakcyjny Transerfingu chętnie udzieli informacji na pytania dotyczące zagadnień związanych z Transerfingiem

Moderatorzy: admin, filip

marcel
Posty: 487
Rejestracja: pn lip 01, 2013 5:01 pm
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: marcel » czw sie 13, 2015 11:19 am

.
Ostatnio zmieniony wt lis 03, 2015 10:01 pm przez marcel, łącznie zmieniany 2 razy.
.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1848
Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: Prometeusz » czw sie 13, 2015 1:28 pm

Sukces wyrasta na ruinach Twoich niepowodzeń. Czytaj TR i nie poddawaj się. Nie możesz wątpić.

Nie oszukujmy się. Z Transerfingiem pracujesz od Kilku miesięcy ogarniasz do tego mężczyznę, dzieciaka, dom i pracę. Co w takim czasie można wdrożyć do swojego życia? Skoro swoją mentalność ustawiałaś latami, a teraz to jeszcze musisz odkręcać. Ktoś kto od dwóch miesięcy ćwiczy akordy na gitarze, raczej nie może powiedzieć, że ma pojęcie o muzyce. Co dopiero mowa o kierowaniu swoim życiem? Postaraj się wypracować jakiś element TR zastosować go na kilku drobniejszych rzeczach, a potem skierować to na główny cel. Po kolei dodawaj to kolejne rzeczy.

Transerfierowanie polegałoby tylko na przeczytaniu książki to każdy byłby miliarderem. Trzeba w to jeszcze wdrożyć na tip top :) wkładając w to odpowiednią mentalną pracę.
Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania.

Shantelle
Posty: 28
Rejestracja: sob cze 27, 2015 4:57 pm
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: Shantelle » czw sie 13, 2015 6:19 pm

marcel pisze:Pamiętaj że wahadłem jest też to forum i ludzie piszący na nim i udzielający rad z perspektywy swoich tuneli rzeczywistości. Na te rady patrz z dystansem. Rób po swojemu i nie ulegaj wpływom osób z innymi doświadczeniami, bo się pogubisz w swoich odczuciach.
Staram się Wasze opinie traktować jak mądre podpowiedzi. Jeszcze nie jestem na tyle pewna swoich działań, żeby uważać się za całkiem nieomylną. Poza tym zawsze ceniłam sobie spojrzenie bezstronnych osób na moją sytuację. Człowiek zaślepiony emocjami może coś przeoczyć, a ludzie patrzący z dystansu zwracają często uwagę na coś ważnego.
Prometeusz pisze:Sukces wyrasta na ruinach Twoich niepowodzeń. Czytaj TR i nie poddawaj się. Nie możesz wątpić.

Nie oszukujmy się. Z Transerfingiem pracujesz od Kilku miesięcy ogarniasz do tego mężczyznę, dzieciaka, dom i pracę. Co w takim czasie można wdrożyć do swojego życia? Skoro swoją mentalność ustawiałaś latami, a teraz to jeszcze musisz odkręcać. Ktoś kto od dwóch miesięcy ćwiczy akordy na gitarze, raczej nie może powiedzieć, że ma pojęcie o muzyce. Co dopiero mowa o kierowaniu swoim życiem? Postaraj się wypracować jakiś element TR zastosować go na kilku drobniejszych rzeczach, a potem skierować to na główny cel. Po kolei dodawaj to kolejne rzeczy.

Transerfierowanie polegałoby tylko na przeczytaniu książki to każdy byłby miliarderem. Trzeba w to jeszcze wdrożyć na tip top :) wkładając w to odpowiednią mentalną pracę.
To prawda, nie mam doświadczenia i na razie wydaje mi się, że błądzę po omacku...Próbuję swoich sił na rzeczach typu znalezienie miejsca parkingowego, ubrań w sklepie, wymarzonych wakacji, "programowania" pogody, a nawet pieniędzy potrzebnych na wydatki itp. :) I to mi na prawdę nieźle wychodzi! Pewnie dlatego, że nie wytwarzam nadmiernego pragnienia, którego w przypadku mojego związku nie mogę się pozbyć...Chyba to jest najtrudniejsze właśnie: dążyć do czegoś i nie pragnąć tego zbyt mocno...Chociaż w przypadku wakacji wiązało się to również z moim facetem. Marzyło mi się konkretne miejsce, konkretny plan spędzenia urlopu i oczywiście z nim. Wszystko to zrealizowałam dokładnie tak, jak chciałam...Ale w pewnym momencie też mi się wydawało, że za bardzo chcę i nic z tego nie wyjdzie. A jednak się udało! Te mniejsze sukcesy przychodzą prawie natychmiast i chyba dlatego oczekuję, że ten najważniejszy też powinien się pojawić od razu...A tutaj jak widać potrzeba więcej pracy, dokładnie tak jak napisałeś Prometeuszu...

kasica
Posty: 91
Rejestracja: pt sie 30, 2013 7:37 pm
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: kasica » czw sie 13, 2015 6:26 pm

.
Ostatnio zmieniony pt gru 02, 2016 3:02 pm przez kasica, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1848
Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: Prometeusz » czw sie 13, 2015 7:29 pm

Moim zdaniem kojarzenie TR z samą synchronicznością to jest dość niepełnym podejściem do tematu. Ja się dowiedziałem o tym, gdy po przeczytaniu TR wszystko zaczęło mi wychodzić i świetnie się dziać, ale na końcu nie czułem się spełniony. Teraz mniej przyciągam, ale czuję się znacznie lepiej. Synchroniczność to najłatwiejsza sprawa i najbardziej efektowna, dlatego pewnie kobiety się tak na to rzucają. Dla mnie siła tego systemu leży gdzie indziej. No, ale mamy już o tym tematy na forum, więc nie będę kontynuował, tego wątku.
Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania.

Shantelle
Posty: 28
Rejestracja: sob cze 27, 2015 4:57 pm
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: Shantelle » czw sie 13, 2015 7:44 pm

kasica pisze:Wlasnie na tym polega problem , Ty chcesz miec króliczka on gonić. I nie wplyniesz na niego , taki typ, wspolne niezgranie po calej lini. Miłośc to też wahadło.
A jak go zostawisz to bedzie robic wszytsko,żebys wrociła , a potem znów wroci do normy jego charakterek. Miałam tak w dwoch zwiazkach i staracilam w sumie 6 lat. Tez myslam,że to koniec swiata,
a teraz sie z tego smieje. Dostaje od mojego przyszlego wkrotce meza milosc bezwarunkową bez presji i wszytsko wokół sie samo uklada , nawet obszary poza związkiem.

głowna rzecz to nie nakladac presji,wiem,że umiałabym zyc bez niego mimo że kocham go, bo tak samo zyłam przed mimo,że brzmi to oschle, ale wlasnie tu nie ma wtedy potencjalu.
A milosc bezwarunkowa obustronna jest piekna.

Ps. przede wszytskich szanuj siebie, dajesz sie poniewierac w gierki to nigdy z tego nie wyjdziesz, a na goscia nie wplyniesz ...niestety

Powodzenia !
Wydajesz się być pewna tego, co piszesz...Ja nie mam tej pewności...Owszem, mam wątpliwości, ale mimo wszystko wierzę, że mój facet nie jest aż tak bezwzględny, żeby celowo bawić się moimi uczuciami...Wiem, że większość tego typu relacji kończy się źle dla kochanek, ale coś popycha mnie do walki o ten związek...Mnie też rozwód nie przyszedł łatwo, pomimo, że nie było już między mną a mężem ciepłych uczuć...Nie usprawiedliwiam nikogo, ale rozumiem jaką trzeba mieć siłę, żeby odejść, zwłaszcza kiedy są dzieci. I wydaje mi się, że właśnie tej siły i stanowczości mu brakuje. Dlatego chciałabym go w jakiś sposób zmotywować...Zawsze jest szansa, że się mylę i że naiwnie wierzę w osobę, która mnie wykorzystuje. Ale życie pełne jest takich wydarzeń, które wymagają od nas wiary i siły, żeby przetrwać. Nawet wiążąc się z wolnym człowiekiem nie mamy pewności, że nas nie oszukuje...Może i miłość to rodzaj wahadła, ale nie chciałabym, żeby ktoś tak od razu zrezygnował ze mnie, kiedy popełnię pierwszy błąd, tylko dlatego, że uznałby swoje uczucia do mnie za wahadło...Dlatego ja też chcę zrobić wszystko, aby mieć pewność, że nie opuściłam człowieka, który dąży do rozwiązania naszej sytuacji, ale w inny sposób niż zrobiłabym to ja...Może jego "wina" polega tylko na tym, że widzi sprawy nieco inaczej? Tego nie wiemy...Ani Ty ani ja...Ale wiem jakimi motywami się kierujesz doradzając mi odejście. Myślę, że większość kobiet właśnie tak to widzi. To swego rodzaju troska wynikająca z własnych przeżyć. Doceniam to i na pewno biorę pod uwagę również taki pogląd...

Awatar użytkownika
Skyelar
Posty: 58
Rejestracja: śr kwie 01, 2015 6:12 pm
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: Skyelar » czw sie 13, 2015 9:40 pm

Prometeusz pisze:Moim zdaniem kojarzenie TR z samą synchronicznością to jest dość niepełnym podejściem do tematu. Ja się dowiedziałem o tym, gdy po przeczytaniu TR wszystko zaczęło mi wychodzić i świetnie się dziać, ale na końcu nie czułem się spełniony. Teraz mniej przyciągam, ale czuję się znacznie lepiej.
O, o, to ja kilka lat temu po kilku miesiącach z prawem przyciągania. Był nawet moment, że walnęłam to w kąt na ponad rok.

Przyszły mi jeszcze do głowy dwa radykalne rozwiązania Twojej sytuacji Shantelle.
1. Ryzykowne: nadmuchać tą bańkę ważności do granic możliwości, aż pęknie.
2. Mniej ryzykowne, ale może być trudniejsze: trzasnąć inwersję rzeczywistości 8-)
90%.

Awatar użytkownika
zamek
Posty: 697
Rejestracja: śr maja 01, 2013 9:06 pm
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: zamek » sob sie 15, 2015 9:30 pm

Shantelle pisze:ale mimo wszystko wierzę, że mój facet nie jest aż tak bezwzględny, żeby celowo bawić się moimi uczuciami...Wiem, że większość tego typu relacji kończy się źle dla kochanek, ale coś popycha mnie do walki o ten związek...
Ciekawy punkt widzenia. Ten związek ma same przeszkody, więc nie jest dla ciebie. To są obiektywne znaki, które ignorujesz. :crazy:
Gdy facet poczuje się zagrożony, to może rozwiązać problem drastycznie. :shutup: Postaw się w jego sytuacji i pomyśl, czy jemu jest dobrze jak jest, czy ma po co to zmieniać. :-?
A najlepiej wyznacz sobie czas, który możesz zmarnować, a gdy minie to zrób w tył zwrot i wejdź w swoje drzwi do swojego faceta - tylko dla ciebie. Będziesz miała wszystkie smakołyki, a nie resztki ze stołu. :giverose:
Dostaję to co najlepsze :)

https://bajka107.blogspot.com

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1848
Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: Prometeusz » ndz sie 16, 2015 11:28 am

Co w takim razie z Dniem 70. MIŁOŚCIĄ BEZWARUNKOWĄ? :oops:
Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania.

Awatar użytkownika
Skyelar
Posty: 58
Rejestracja: śr kwie 01, 2015 6:12 pm
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: Skyelar » ndz sie 16, 2015 12:10 pm

Prometeusz pisze:Co w takim razie z Dniem 70. MIŁOŚCIĄ BEZWARUNKOWĄ? :oops:
Legenda miejska głosi, że znajomemu znajomego brata pana Czesia spod szóstki się udało :D
Serio, to wykonalne? W sensie tak na dłuższą metę, zanim nadejdą pierwsze kłopoty i okaże się, że ta miłość jednak nie była taka bezwarunkowa?
90%.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1848
Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: Prometeusz » ndz sie 16, 2015 1:39 pm

Lub stryjeczny wuj szwagra drugiego męża Helenki z pod 2. :P
Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania.

marcel
Posty: 487
Rejestracja: pn lip 01, 2013 5:01 pm
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: marcel » ndz sie 16, 2015 2:15 pm

.
Ostatnio zmieniony wt lis 03, 2015 10:03 pm przez marcel, łącznie zmieniany 1 raz.
.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1848
Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: Prometeusz » ndz sie 16, 2015 7:15 pm

Ja wolę Blake'a

Nie próbuj mówić o miłości,
Bo ona w słowach się nie mieści.
Jest jak wiatr: cichy, niewidzialny,
Co tylko czasem zaszeleści.


Albo

Miłość nie służy tylko celom swoim,
Rozkosz jej własna nic dla niej nie znaczy;
Innych obdarza hojnie swym spokojem
I umie Niebo wznieść w Piekieł rozpaczy.

Tak zaśpiewała drobna Grudka Gliny,
Gdy tratowały ją racice stada;
Lecz Kamyk w strudze pośrodku doliny
Piosnką w tym samym rytmie odpowiada:

Miłość chce służyć tylko celom swoim,
Rozkosz swą własną z cudzych cierpień klei:
Innych zaraża swoim niepokojem
I umie Piekło wznieść w Niebios nadziei.


:wink:
Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania.

Awatar użytkownika
Skyelar
Posty: 58
Rejestracja: śr kwie 01, 2015 6:12 pm
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: Skyelar » ndz sie 16, 2015 7:32 pm

Teoria teorią, a co z praktyką? Nie interesują mnie słowa, interesują mnie czyny. Od czasów Jezusa udało się komuś tak bezwarunkowo na dłużej niż 3 dni, czy nie? Tak że choćby nie wiadomo jaka była sytuacja, choćby się waliło i paliło, to kocham Cię i już? Pytanie jest na serio, naprawdę chcę znać odpowiedź, czy ktoś kiedyś spotkał się z takim rodzajem miłości (w życiu, nie w książce) albo czy z czystym sumieniem może powiedzieć, że jest do niej zdolny. Np. okazuje się, że żona zdradzała na lewo i prawo albo że mąż zabił trójkę dzieci – nieważne, kocham Cię i (co najważniejsze) będę przy Tobie? Wiadomo, że każdy gdzieś indziej stawia sobie granice, ale ile osób na tym świecie potrafi kochać miłością, która zniesie absolutnie wszystko?

Pytam, bo mi osobiście cały ten koncept jedzie. Po pierwsze - widziałam zbyt wiele naprawdę paskudnych wahadeł, które lubią głosić miłość bezwarunkową i wykorzystywać ją potem, na przykład, do szantażu emocjonalnego czy różnych form manipulacji. Po drugie. Z jednej strony widzę społeczeństwo, w którym „rozwój duchowy” i pop-psychologia to dosłownie plagi i w którym wiedza przeciętnego człowieka na temat budowania relacji nigdy nie była tak duża. Gdzie się nie ruszę, każdy ma coś na ten temat do powiedzenia, a na półce w domu kilka książek w temacie. A z drugiej strony mam statystyki dotyczące rozwodów i znajomych, którzy pierwszy rozwód zaliczyli przed 25 rokiem życia. Wiedza jak widać ma się nijak do indywidualnych umiejętności, więc może lepiej niech każdy po prostu kocha tak, jak potrafi* i zaakceptuje, że inni też będą tak robić?

* ot, taki paradoks, bo to rozwiązanie z transerfingu – pozwalamy sobie być sobą ze wszystkimi niedociągnięciami, nie wyznajdemy cudzych standardów i unikamy w ten sposób tworzenia nadmiernych potencjałów
90%.

marcel
Posty: 487
Rejestracja: pn lip 01, 2013 5:01 pm
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: marcel » ndz sie 16, 2015 7:49 pm

.
Ostatnio zmieniony wt lis 03, 2015 10:03 pm przez marcel, łącznie zmieniany 1 raz.
.

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1848
Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: Prometeusz » ndz sie 16, 2015 9:09 pm

Jest pewna osoba, którą można kochać bezwarunkowo....








































































...i jestem nią JA. :D
Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania.

Shantelle
Posty: 28
Rejestracja: sob cze 27, 2015 4:57 pm
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: Shantelle » wt sie 18, 2015 11:06 am

:-o Zaglądam i co widzę? Mój wątek poruszył nawet romantyczne nuty :D Tego się nie spodziewałam... :wink: Piękna ta poezja :smile:

Zamyśliłam się nad tą bezwarunkową miłością i stwierdzam, że to trudny temat...Z jednej strony widzę różnicę kiedy jestem gotowa na wiele poświęceń dla drugiego człowieka, a z drugiej, już samo oczekiwanie czegoś w zamian zaprzecza idei bezwarunkowego uczucia...Kocham cię, ale oczekuję od ciebie wzajemności...Daję, ale przykro mi, kiedy nic nie dostaję...itd. Bo jak tu kochać i nie oczekiwać od drugiej osoby miłości, oddania, wierności...? Chyba się nie da...
W moim obecnym związku kieruję się odczuciem, że z tym konkretnym człowiekiem jestem bardziej szczęśliwa niż wtedy, gdyby go nie było. Kiedy jesteśmy razem, życie staje się bardziej radosne, kompletne i wszystko jest takie naturalne, proste...Nigdy czegoś takiego nie przeżywałam. Wcześniej czy później ciągłe bycie z mężczyzną rodziło konflikty, nudę...Coś się wypalało...Teraz jest zupełnie inaczej. I chyba to powoduje, że za bardzo chcę. Bo wiem jak trudno spotkać kogoś, z kim poczuję ten wyjątkowy klimat...
Ale niestety nadal nie mogę się wydostać z tego marazmu, który mnie opanował jakiś czas temu :( Gdzieś straciłam wiarę, że to wszystko się uda i pomimo, że cały czas staram się napełnić swoją głowę pozytywnymi scenariuszami, to i tak ponure myśli atakują mnie ze wszystkich stron :( Tak jakbym nie miała już w sobie nadziei...Wiem, że spowodowały to pewne niekorzystne dla mnie wydarzenia, które mnie przygniotły i wprowadziły zamęt. Ale mam świadomość, że odwrócenie sytuacji może nastąpić wtedy, gdy odnajdę w sobie chociaż iskierkę pozytywnego nastawienia...I nie potrafię...Nie wiem, co się ze mną dzieje... :-(

Shantelle
Posty: 28
Rejestracja: sob cze 27, 2015 4:57 pm
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: Shantelle » wt sie 18, 2015 11:43 am

zamek pisze:
Shantelle pisze:ale mimo wszystko wierzę, że mój facet nie jest aż tak bezwzględny, żeby celowo bawić się moimi uczuciami...Wiem, że większość tego typu relacji kończy się źle dla kochanek, ale coś popycha mnie do walki o ten związek...
Ciekawy punkt widzenia. Ten związek ma same przeszkody, więc nie jest dla ciebie. To są obiektywne znaki, które ignorujesz. :crazy:
Gdy facet poczuje się zagrożony, to może rozwiązać problem drastycznie. :shutup: Postaw się w jego sytuacji i pomyśl, czy jemu jest dobrze jak jest, czy ma po co to zmieniać. :-?
A najlepiej wyznacz sobie czas, który możesz zmarnować, a gdy minie to zrób w tył zwrot i wejdź w swoje drzwi do swojego faceta - tylko dla ciebie. Będziesz miała wszystkie smakołyki, a nie resztki ze stołu. :giverose:
Chciałam się jeszcze odnieść do Twojej wypowiedzi Zamek...Piszesz, że ignoruję obiektywne znaki, że skoro jest trudno, to znaczy, że to nie dla mnie itd. Oczywiście rozumiem, że doradzasz mi jak najlepiej i jak już wspominałam, jestem ogromnie wdzięczna za każdą opinię i wsparcie. Piszę to dlatego, żeby moja wypowiedź nie została odebrana jako obrona czy co gorsza negowanie Twojego zdania. Sama mam między innymi takie myśli jakie tu przytoczyłaś, więc nie walczę z Tobą, ale dyskutuję :)
Kierując się tymi wskazówkami, jakie tu podałaś, od razu nasuwa mi się obraz mojego małżeństwa...A dlaczego? Dlatego, że od samego początku, jak tylko poznałam mojego byłego już teraz męża, wszystko układało się lekko, łatwo i przyjemnie. Jego ugodowy charakter, cechy osobowości wręcz wymarzone, pasujące do moich, zero przeszkód w zawarciu małżeństwa, akceptacja rodziny...itp, itd...No po prostu bajka! Gdybym wtedy wiedziała, że istnieje coś takiego jak TR, pewnie bez najmniejszych wątpliwości stwierdziłabym, że zmierzam do swojego celu, wchodzę przez swoje drzwi i czeka mnie wspaniała przyszłość...Niestety stało się zupełnie inaczej...Wszystko to, co było takie lekkie i przyjemne skończyło się już niedługo po "zaklepaniu" przez mojego męża prawa własności do mnie...A tak bardziej obrazowo, to wyglądało to tak, jakbym obudziła się rano z kimś, z kim na pewno nie położyłam się spać poprzedniej nocy... :eek: Podczas jednej z rozmów poprzedzających nasz rozwód zapytałam, dlaczego udawał kogoś kim nie jest i doprowadził do ślubu dwóch całkowicie niedopasowanych do siebie osób. Odpowiedział, że bardzo mu się podobałam i chciał mieć taką żonę :-o Zabiło go jego własne zakłamanie i tak skrzętnie skrywana zaborczość, która wcześniej czy później musiała ujrzeć światło dzienne...A to z kolei nakręciło moje negatywne nastawienie, w efekcie powodując rozpad związku...Tak więc dla mnie nie zawsze "łatwo, lekko i przyjemnie" oznacza właściwie...Na pewno takie doświadczenia rzucają się cieniem na późniejsze życie i weryfikują wiele spraw. Ale cieszę się, że pomimo wszystko, nadal mam ochotę budować coś z mężczyzną i jestem w stanie w ogóle komukolwiek zaufać...

Awatar użytkownika
Prometeusz
Posty: 1848
Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: Prometeusz » wt sie 18, 2015 12:35 pm

Shantelle pisze:Kierując się tymi wskazówkami, jakie tu podałaś, od razu nasuwa mi się obraz mojego małżeństwa...A dlaczego? Dlatego, że od samego początku, jak tylko poznałam mojego byłego już teraz męża, wszystko układało się lekko, łatwo i przyjemnie. Jego ugodowy charakter, cechy osobowości wręcz wymarzone, pasujące do moich, zero przeszkód w zawarciu małżeństwa, akceptacja rodziny...itp, itd...No po prostu bajka! Gdybym wtedy wiedziała, że istnieje coś takiego jak TR, pewnie bez najmniejszych wątpliwości stwierdziłabym, że zmierzam do swojego celu, wchodzę przez swoje drzwi i czeka mnie wspaniała przyszłość...Niestety stało się zupełnie inaczej...Wszystko to, co było takie lekkie i przyjemne skończyło się już niedługo po "zaklepaniu" przez mojego męża prawa własności do mnie...A tak bardziej obrazowo, to wyglądało to tak, jakbym obudziła się rano z kimś, z kim na pewno nie położyłam się spać poprzedniej nocy... :eek: Podczas jednej z rozmów poprzedzających nasz rozwód zapytałam, dlaczego udawał kogoś kim nie jest i doprowadził do ślubu dwóch całkowicie niedopasowanych do siebie osób. Odpowiedział, że bardzo mu się podobałam i chciał mieć taką żonę :-o Zabiło go jego własne zakłamanie i tak skrzętnie skrywana zaborczość, która wcześniej czy później musiała ujrzeć światło dzienne...A to z kolei nakręciło moje negatywne nastawienie, w efekcie powodując rozpad związku...Tak więc dla mnie nie zawsze "łatwo, lekko i przyjemnie" oznacza właściwie...Na pewno takie doświadczenia rzucają się cieniem na późniejsze życie i weryfikują wiele spraw. Ale cieszę się, że pomimo wszystko, nadal mam ochotę budować coś z mężczyzną i jestem w stanie w ogóle komukolwiek zaufać...
Nie chcę nic mówić, ale początek tego schematu już gdzieś widziałem w tym temacie :D

Chciałbym tu połączyć dwa styki. Przed ślubem było idealnie - po ślubie lipa. Nie boisz się Shanelle, że Twoje obecne uczucia też nie zmienią się kiedy z romansu przejdziesz w regularny związek? Ludzie się nie zmieniają ot tak, to raczej ich ekspresja się zmienia w miarę zmiany układu. Twój obecny partner też może okazać się inny, kiedy zmieni się Wasza sytuacja. Na to właśnie chciałem zwrócić uwagę. Jesteś atrakcyjną kobietą to chyba naturalne, że mężczyźni stają się o Ciebie zaborczy. ;) Lecz chyba pasuje Ci bardziej samczuś alfa, który zazdrosny nie jest, ale jest też problem, słabo Ci będzie szło wpływanie na jego zamiary. :P
Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania.

Shantelle
Posty: 28
Rejestracja: sob cze 27, 2015 4:57 pm
Re: Jestem kochanką, choć tego nie chcę...

Post autor: Shantelle » wt sie 18, 2015 1:44 pm

Zawsze istnieje takie ryzyko, że ktoś udaje i kiedy poczuje się już pewnie, to wyjdzie prawdziwa natura. Potwierdzeniem tego, że mój mąż kreował się na kogoś innego są jego własne słowa. Sam przyznał, że udawał takie cechy, które mi odpowiadają, żeby mnie zdobyć. A że nie spotykaliśmy się przed ślubem kilka lat tylko trochę krócej, to łatwiej było mu utrzymać pozory. Nie we mnie tkwił problem, bo nikt nie lubi zaborczości i moja reakcja była raczej standardowa. Lubię mężczyzn pewnych siebie na tyle, żebym nie była więźniem w związku, ale też takich, którzy potrafią iść na kompromis i nie upierać się w każdej kwestii. Taki złoty środek. Wiem, że żadna relacja nie jest idealna, ale w tej odnajduję wszystko, czego potrzebuję i to od kilku lat bez zmian. Jedynym punktem zapalnym jest nasze podejście do kwestii rozwiązania spraw z jego rodziną. A co do obawy, że wszystko się zmieni po ślubie, to po pierwsze niekoniecznie musi być ślub, a po drugie, jeżeli już miałby być, to obydwoje wiemy doskonale, że można wziąć rozwód, bo nie jesteśmy ludźmi na początku drogi życiowej. Mamy już jakieś doświadczenia za sobą i nie sądzę aby udawanie kogoś innego niż się jest w rzeczywistości, miało jakiś sens w naszym wypadku. Z moim mężem było inaczej - był bardzo pewny siebie jeśli chodzi o trwałość małżeństwa. Kiedy zapytałam jak sobie to wyobrażał, że kiedy w końcu dowiem się, że jest okropnym zazdrośnikiem, który więzi mnie w domu i robi awantury dosłownie o wszystko, to że się z nim nie rozstanę??? Odpowiedział, że miał taką wewnętrzną pewność, że skoro wzięliśmy ślub, to ja się nie odważę tego odkręcić, bo to poważna sprawa, cios dla całej rodziny itd...Miał nadzieję, że mnie zdominuje i zatrzyma przy sobie samym faktem, że nasz związek jest zalegalizowany! Ja rozumiem, że jak się ma dwadzieścia kilka lat, to się myśli inaczej, bo się nie jest do końca dojrzałym, ale to mnie zaszokowało!
A co do mnie, to taki status relacji w jakiej znajduję się teraz, bardzo mnie męczy. Nie kręci mnie niepewność i walka o faceta. Dlatego wiem, że ustabilizowanie tego związku wzbogaci go, a nie zniszczy.
Temat zazdrości, to dość delikatna sprawa. Nie chodzi o to, że mężczyzna ma nie być w ogóle zazdrosny. Ale jest różnica pomiędzy zdrową zazdrością, a chorobliwą zaborczością. Facet, który nie jest zaborczy niekoniecznie musi być samcem alfa, z którym nie można się dogadać w żadnym temacie. Uważam, że mój facet poziom zazdrości ma w normie, a na kompromisy z jego strony mogłam już liczyć wiele razy. Najczęściej jednak dylematów nie ma, bo w większości przypadków myślimy identycznie...


ODPOWIEDZ