Transerfing a złamane serce
: sob sie 27, 2016 5:50 am
Dzień dobry,
forum podczytuję od dawna, natomiast postanowiłam się zarejestrować, bo mam gnębiące mnie pytanie.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że transerfing działa, bo staram się praktykować go na co dzień i widzę efekty. I to w różnych dziedzinach, poza jedną, a mianowicie życiem uczuciowym.
Nie wiem, czy czegoś nie przeoczyłam, ale wydaje mi się, że Zeland tylko raz wspomina o miłości, mówiąc, że powinna być bezwarunkowa (zachwyć się kwiatem, ale go nie zrywaj). Może i komuś udaje się takie podejście, ale mnie niestety nie. Dlatego zawsze kiedy kończy się jakiś ważny związek, pozostaję ze złamanym sercem, bo odczuwam potrzebę bycia nadal blisko tej osoby.
Aktualnie właśnie od dłuższego czasu czuję, że moja dusza bardzo cierpi i nawet podążanie własną ścieżką do celu, takiego, na myśl o którym do tej pory dusza śpiewała, a umysł z zadowoleniem zacierał ręce, przestał mnie cieszyć. Po prostu jestem nieszczęśliwa, chociaż obiektywnie wszystko inne jest w porządku lub podąża w dobrym kierunku.
Moje pytanie brzmi: jak poradzić sobie ze złamanym sercem? Odwracanie myśli działa chyba tylko na umysł, dusza przecież i tak wie, czego chce i co najwyżej takim odwracaniem może zostać stłamszona. Metoda Zelanda, żeby w sytuacji "doła" rozpieścić się chyba też nie bardzo, bo jak długo można? Ma ktoś jakiś pomysł?
forum podczytuję od dawna, natomiast postanowiłam się zarejestrować, bo mam gnębiące mnie pytanie.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że transerfing działa, bo staram się praktykować go na co dzień i widzę efekty. I to w różnych dziedzinach, poza jedną, a mianowicie życiem uczuciowym.
Nie wiem, czy czegoś nie przeoczyłam, ale wydaje mi się, że Zeland tylko raz wspomina o miłości, mówiąc, że powinna być bezwarunkowa (zachwyć się kwiatem, ale go nie zrywaj). Może i komuś udaje się takie podejście, ale mnie niestety nie. Dlatego zawsze kiedy kończy się jakiś ważny związek, pozostaję ze złamanym sercem, bo odczuwam potrzebę bycia nadal blisko tej osoby.
Aktualnie właśnie od dłuższego czasu czuję, że moja dusza bardzo cierpi i nawet podążanie własną ścieżką do celu, takiego, na myśl o którym do tej pory dusza śpiewała, a umysł z zadowoleniem zacierał ręce, przestał mnie cieszyć. Po prostu jestem nieszczęśliwa, chociaż obiektywnie wszystko inne jest w porządku lub podąża w dobrym kierunku.
Moje pytanie brzmi: jak poradzić sobie ze złamanym sercem? Odwracanie myśli działa chyba tylko na umysł, dusza przecież i tak wie, czego chce i co najwyżej takim odwracaniem może zostać stłamszona. Metoda Zelanda, żeby w sytuacji "doła" rozpieścić się chyba też nie bardzo, bo jak długo można? Ma ktoś jakiś pomysł?