Transerfing w moim przypadku - proszę o rady.
: śr kwie 13, 2011 8:19 pm
Witam wszystkich serdecznie, jestem tutaj nowa. Do rejestracji na forum skłonił mnie pewien problem; mam nadzieję, że trafiłam w odpowiednie miejsce i ktoś z Was pomoże mi się z tym uporać. No, ale nie przeciągajmy.
PP i Transerfing znam już dosyć długo; wystarczająco, żeby załapać o co w tym wszystkim chodzi, zrozumieć zasady i nauki oraz pomyślnie wdrażać je w życie, a potem z przyjemnością obserwować tego efekty.
Mój problem nie polega więc na niezrozumieniu PP i Transerfingu, lecz na błędzie, który kiedyś popełniłam, którego konsekwencje odczuwam do dzisiaj i nie bardzo wiem, jak go naprawić. Do rzeczy więc.
Na samym początku stosowania PP (zaraz po przeczytaniu książki "The Secret", całkowitym zachłyśnięciu się tą ideą), uznałam, że jest to klucz do spełnienia mojego (aktualnie największego wtedy) marzenia. Było ono wówczas naprawdę, naprawdę WIELKIM MARZENIEM i jak łatwo się domyślić, przyniosło ze sobą ogromną falę nadmiernego potencjału, o którym wtedy nie miałam bladego pojęcia.
Teraz, napiszę po kolei, jak to wszystko mniej więcej przebiegało (moje stosowanie PP), posługując się przykładem przyciągnięcia do swojego życia miłości.
Zaczęło się od wizualizacji i masy pozytywnych emocji, moje życie niewątpliwie zmieniło się pod tym względem na lepsze, miałam dobry humor, etc - tak więc to zdecydowanie na plus. Niemniej jednak, nieodłącznie towarzyszyło temu oczekiwanie (co jak wiemy wcale nie jest dobre, ba, stanowi zasadniczy błąd w całym procesie). I działa się rzecz następująca: po wielkich falach pozytywnych emocji, wychodziłam z domu i momentalnie, chyba podświadomie nastawiałam się na to, że zaraz spotkam miłość swojego życia. Moje myśl, niepowstrzymywane pędziły do przodu, rozglądałam się po autobusie, już widząc, że mój wymarzony facet przypadkiem usiądzie obok mnie, cokolwiek. Rzecz jasna, nie było go w tym autobusie. Kiedy więc z niego wysiadłam, byłam pewna, że wpadnę na niego na zakręcie, no nie wiem, cokolwiek. Starałam się z tym walczyć, bezskutecznie. Jak się łatwo domyślić, nie spotykałam faceta ani tego dnia, ani następnego, który toczył się dokładnie tak samo. Nie potrafiłam po prostu powstrzymać durnych myśli typu "a może właśnie dziś". W ten sposób zaczęłam wpadać w irytację i wątpić (nie znałam jeszcze Transerfingu ani kwestii nadmiernego potencjału), chociaż na innych płaszczyznach, w kwestiach których "nie chciałam aż tak bardzo", wszystko wychodziło ok. Bardziej jednak koncentrowałam się na tych niepowodzeniach i fakcie, że po długim staraniu nie miałam tego, czego chciałam. Trzeba tu powiedzieć, że było ono naprawdę długie, w dodatku nawet jeśli wcześniej nie trafiałam na miłość, nie narzekałam na brak facetów, a teraz wszystko zaczęło się sypać i moje towarzystwo zostało mocno okrojone. (Po przeczytaniu Zelanda, wiem, że z mojej winy).
Dobra, dalej. A więc nadmiernym potencjałem zapewniłam sobie dwa bezsensowne lata, w czasie których im bardziej się starałam, tym gorzej na tym wychodziłam. Później przyszedł czas na lekturę Transerfingu, wielkie BAM w czoło i stwierdzenie "ale ja byłam głupia".
I co? Mogłoby się wydawać, że zrozumiałam błędy i wszystko nagle zaczęło się układać. Otóż nie. Tzn. co do pierwszego, owszem, zrozumiałam co robiłam źle, niemniej jednak teraz, wciąż nie mogę poradzić sobie ze skutkami mojego fatalnego postępowania. Przykładowe wielkie pragnienie nie jest już tak wielkie, emocje opadły, niemniej jednak wciąż przyjemnie byłoby mi gdyby się spełniło i niejako wciąż pozostaje jednym z moich głównych celów (tyle, że teraz bardziej przy stosunku do tego "nie teraz to później, spoko, nigdzie się nie pali"). W kwestii wiary nic się nie zmieniło, wciąż praktykuję wizualizację, niestety wciąż prześladują mnie natrętne myśli, całkowicie poza moją kontrolą. Nie mogę uwolnić się od mojego pragnienia, po prostu pozwolić mu zaistnieć i zostawić tej sprawy w rękach Wszechświata/Transerfingu/Boga (każdy nazwie to wedle uznania). Inne moje cele realizują się bowiem na tej zasadzie: myślę o czymś, wizualizuję, mam pozytywną energię, czuję stan posiadania, po czym odruchowo, sama z siebie porzucam na chwilę tę myśl (nie jest to decyzja, po prostu przypadkowo przestaję o tym myśleć), mija chwila i nagle dostaję przyjemną niespodziankę. W przypadku celu, o którym tutaj piszę, próbowałam stosować "kontrolowane" zapominanie, coś w stylu: "dobra, koniec z wizualizacją, od jutra o tym nie myślę, bo tylko wtedy to dostanę". Niestety, chociaz może faktycznie myślę o tym mniej, wciąż czuję mocno zakorzenione w mojej podświadomości myśli o tym (sygnalizują to nawet moje sny, w których widze siebie, odczuwającą brak; a więc dają mi znak, że coś jest nie tak w mojej podświadomości). Czasem też, przypadkowo pojawiają się myśl "a może dziś", które napędzają maszynę i sprawiają że zaczynam wizualizować i wyobrażać sobie, że to zaraz nastąpi, a kiedy tak się nie dzieje, jestem sfrustrowana, bo wiem, że tą drogą nigdzie nie dojdę.
Jeżeli komuś w ogóle zechciałoby się to przeczytać, to na bazie tego, co tutaj napisałam, moje pytanie brzmi: jak pozbyć się z podświadomości tych zakorzenionych już głęboko głupich, fałszywych myśli, poczucia braku, ciągłego oczekiwania i po prostu pozwolić mojemu celowi zaistnieć, oddać go spokojnie w ręce Wszechświata?
Z góry dziękuję za odpowiedzi i przepraszam za obszerność tekstu (jak już się wezmę za pisanie to ani myślę kończyć...)
Pozdrawiam.
PP i Transerfing znam już dosyć długo; wystarczająco, żeby załapać o co w tym wszystkim chodzi, zrozumieć zasady i nauki oraz pomyślnie wdrażać je w życie, a potem z przyjemnością obserwować tego efekty.
Mój problem nie polega więc na niezrozumieniu PP i Transerfingu, lecz na błędzie, który kiedyś popełniłam, którego konsekwencje odczuwam do dzisiaj i nie bardzo wiem, jak go naprawić. Do rzeczy więc.
Na samym początku stosowania PP (zaraz po przeczytaniu książki "The Secret", całkowitym zachłyśnięciu się tą ideą), uznałam, że jest to klucz do spełnienia mojego (aktualnie największego wtedy) marzenia. Było ono wówczas naprawdę, naprawdę WIELKIM MARZENIEM i jak łatwo się domyślić, przyniosło ze sobą ogromną falę nadmiernego potencjału, o którym wtedy nie miałam bladego pojęcia.
Teraz, napiszę po kolei, jak to wszystko mniej więcej przebiegało (moje stosowanie PP), posługując się przykładem przyciągnięcia do swojego życia miłości.
Zaczęło się od wizualizacji i masy pozytywnych emocji, moje życie niewątpliwie zmieniło się pod tym względem na lepsze, miałam dobry humor, etc - tak więc to zdecydowanie na plus. Niemniej jednak, nieodłącznie towarzyszyło temu oczekiwanie (co jak wiemy wcale nie jest dobre, ba, stanowi zasadniczy błąd w całym procesie). I działa się rzecz następująca: po wielkich falach pozytywnych emocji, wychodziłam z domu i momentalnie, chyba podświadomie nastawiałam się na to, że zaraz spotkam miłość swojego życia. Moje myśl, niepowstrzymywane pędziły do przodu, rozglądałam się po autobusie, już widząc, że mój wymarzony facet przypadkiem usiądzie obok mnie, cokolwiek. Rzecz jasna, nie było go w tym autobusie. Kiedy więc z niego wysiadłam, byłam pewna, że wpadnę na niego na zakręcie, no nie wiem, cokolwiek. Starałam się z tym walczyć, bezskutecznie. Jak się łatwo domyślić, nie spotykałam faceta ani tego dnia, ani następnego, który toczył się dokładnie tak samo. Nie potrafiłam po prostu powstrzymać durnych myśli typu "a może właśnie dziś". W ten sposób zaczęłam wpadać w irytację i wątpić (nie znałam jeszcze Transerfingu ani kwestii nadmiernego potencjału), chociaż na innych płaszczyznach, w kwestiach których "nie chciałam aż tak bardzo", wszystko wychodziło ok. Bardziej jednak koncentrowałam się na tych niepowodzeniach i fakcie, że po długim staraniu nie miałam tego, czego chciałam. Trzeba tu powiedzieć, że było ono naprawdę długie, w dodatku nawet jeśli wcześniej nie trafiałam na miłość, nie narzekałam na brak facetów, a teraz wszystko zaczęło się sypać i moje towarzystwo zostało mocno okrojone. (Po przeczytaniu Zelanda, wiem, że z mojej winy).
Dobra, dalej. A więc nadmiernym potencjałem zapewniłam sobie dwa bezsensowne lata, w czasie których im bardziej się starałam, tym gorzej na tym wychodziłam. Później przyszedł czas na lekturę Transerfingu, wielkie BAM w czoło i stwierdzenie "ale ja byłam głupia".
I co? Mogłoby się wydawać, że zrozumiałam błędy i wszystko nagle zaczęło się układać. Otóż nie. Tzn. co do pierwszego, owszem, zrozumiałam co robiłam źle, niemniej jednak teraz, wciąż nie mogę poradzić sobie ze skutkami mojego fatalnego postępowania. Przykładowe wielkie pragnienie nie jest już tak wielkie, emocje opadły, niemniej jednak wciąż przyjemnie byłoby mi gdyby się spełniło i niejako wciąż pozostaje jednym z moich głównych celów (tyle, że teraz bardziej przy stosunku do tego "nie teraz to później, spoko, nigdzie się nie pali"). W kwestii wiary nic się nie zmieniło, wciąż praktykuję wizualizację, niestety wciąż prześladują mnie natrętne myśli, całkowicie poza moją kontrolą. Nie mogę uwolnić się od mojego pragnienia, po prostu pozwolić mu zaistnieć i zostawić tej sprawy w rękach Wszechświata/Transerfingu/Boga (każdy nazwie to wedle uznania). Inne moje cele realizują się bowiem na tej zasadzie: myślę o czymś, wizualizuję, mam pozytywną energię, czuję stan posiadania, po czym odruchowo, sama z siebie porzucam na chwilę tę myśl (nie jest to decyzja, po prostu przypadkowo przestaję o tym myśleć), mija chwila i nagle dostaję przyjemną niespodziankę. W przypadku celu, o którym tutaj piszę, próbowałam stosować "kontrolowane" zapominanie, coś w stylu: "dobra, koniec z wizualizacją, od jutra o tym nie myślę, bo tylko wtedy to dostanę". Niestety, chociaz może faktycznie myślę o tym mniej, wciąż czuję mocno zakorzenione w mojej podświadomości myśli o tym (sygnalizują to nawet moje sny, w których widze siebie, odczuwającą brak; a więc dają mi znak, że coś jest nie tak w mojej podświadomości). Czasem też, przypadkowo pojawiają się myśl "a może dziś", które napędzają maszynę i sprawiają że zaczynam wizualizować i wyobrażać sobie, że to zaraz nastąpi, a kiedy tak się nie dzieje, jestem sfrustrowana, bo wiem, że tą drogą nigdzie nie dojdę.
Jeżeli komuś w ogóle zechciałoby się to przeczytać, to na bazie tego, co tutaj napisałam, moje pytanie brzmi: jak pozbyć się z podświadomości tych zakorzenionych już głęboko głupich, fałszywych myśli, poczucia braku, ciągłego oczekiwania i po prostu pozwolić mojemu celowi zaistnieć, oddać go spokojnie w ręce Wszechświata?
Z góry dziękuję za odpowiedzi i przepraszam za obszerność tekstu (jak już się wezmę za pisanie to ani myślę kończyć...)
Pozdrawiam.