Widzę, że jestem dziwna, bo na mnie PP działa tak samo jak TR. Może TR jest nieco szybszy i bardziej efektowny. W zasadzie po przeczytaniu "Sekretu" zrobiłam dokładnie to, o czym pisze Zeland, tylko że w innej kolejności i może trochę inną drogą. Trochę intuicyjnie, a trochę dlatego, że tak nakazywała mi logika. Najpierw określiłam, czego chcę. Nie pie***yłam się z piórkami. Jestem sceptykiem, który mieszka w dużym mieście*, więc ptasie upierzenie nie robi na mnie wrażenia
Nie interesowały mnie skrzywienia poznawcze, interesowały mnie realne zmiany, materializacja czegoś, co było w moim życiu niemożliwe. Określiłam, co to jest. Następnie określiłam, kiedy ma to się stać: do końca dnia. Tym samym złamałam podstawową zasadę: nie określać kiedy. A ja już w trakcie lektury zaczęłam się śmiać, że co to za bzdura.
Możesz wszystko, jesteś magnesem na nieskończoną obfitość Universum, ALE. I po tym „ale” następuje szereg wyliczeń, czego nie możesz robić. No to jak w końcu, pytam się? Jak wszystko, to wszystko, a wszystko oznacza, że mogę sobie też określić „kiedy”. I określam, że dzisiaj, kropka. Następnie była wiara/pewność/czucie się tak, jakby już to było. Nie było mi łatwo się w to wbić emocjonalnie, ale gdy już się udało - automatycznie zniknęły troski, zmartwienia, uczucie braku. No bo skoro wierzę/mam pewność, że coś się wydarzy, to czym się przejmować? Przecież się wydarzy. Jednocześnie sprawa straciła dla mnie całą ważność, automatycznie. Bo skoro jest w realizacji, to nie ma miejsca na niepewność. Jeżeli nie ma miejsca na niepewność, to ważność traci rację bytu. Nie było żadnej wielkiej ekscytacji, nakręcania się, wyczekiwania z niecierpliwością – niczego, co stworzyłoby nadmierny potencjał. Tylko spokój. Potem było odpuszczenie/zapomnienie, czyli powrót do swoich spraw. Przy czym ten krok wyszedł automatycznie i był logiczną konsekwencją poprzednich działań. No bo skoro Wszechświat odwala za mnie całą robotę, to co mi pozostało? Nagle okazało się, że mam bardzo dużo wolnego czasu dla siebie
Moje życzenie zostało zrealizowane tego samego dnia. Powtarzałam ten proces wielokrotnie i nigdy się nie zawiodłam. Do innej literatury potem zaglądałam raczej z ciekawości niż w poszukiwaniu czegoś, co będzie działać – bo już miałam technikę, która działa. Tylko TR zatrzymał mnie na dłużej, bo porusza kwestie, które w Sekrecie nie zostały przedstawione w ogóle. Np. dlaczego NIE WSZYSTKIE negatywne myśli się spełniają. Dlaczego, gdy czegoś bardzo się obawiamy, nagle sytuacja magicznie się odwraca na naszą korzyść (nie zawsze, ale często). Sekret jest oparty na założeniu: myślisz pozytywnie – kreujesz pozytywne zdarzenia, myślisz negatywnie – kreujesz negatywne zdarzenia. A już przy pierwszej lekturze mogłam podać milion przykładów na to, że nie zawsze tak jest. Ale poza tym, gdyby "Sekret" i TR obedrzeć z formy, stylistyki, ideologii itd. i zostawić tylko proces twórczy, to moim zdaniem wychodzi się na to samo
*także:
http://www.zory24.pl/userfiles/image/Marzec/GOLAB2.jpg