Czy to naprawdę moje drzwi?

Miejsce na Twoje spostrzeżenia, relacje o tym, co udało Ci się zastosować i jaki wpływ na Twoje życie wywarł Transerfing

Moderatorzy: admin, marcelus, filip

mmateusz
Posty: 1
Rejestracja: pn cze 14, 2010 5:53 pm
Czy to naprawdę moje drzwi?

Post autor: mmateusz » pn cze 14, 2010 6:54 pm

Witam.
Postanowiłem wreszcie usiąść i zwrócić się do ludzi mnie podobnych. Długo się zastanawiałem czy radzić się u kogokolwiek (bo przecież to ja powinienem decydować co jest dobre dla mnie, a co złe), jednak to mnie już przerasta. Mianowicie: od około dwóch lat zagłębiam się w tematykę bliską Transerfingowi (m.in. Joseph Murphy, Joe Vitale i oczywiście „Sekret” Rhondy Byrne), a od blisko roku czytam pozycje Zelanda. Nie zagłębiając się już w to, że czytając te wszystkie książki czuje się, jakbym tylko odświeżał to co już kiedyś wiedziałem, a zostało mi wybite z głowy (albo wbite bardzo głęboko) muszę stwierdzić, że ciągnie się za mną tylko jeden problem. Mój główny, życiowy cel. Od najmłodszych lat chce być pisarzem. We wczesnej młodości pisałem jak szalony, w każdej wolnej chwili, potem miarowo dochodziło coraz więcej obowiązków i w pewnym momencie przestałem całkowicie pisać. Potem nadszedł czas, gdy pojawił się w moim świecie ktoś, kto mnie i moim bliskim pokazał „o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi” (jednak i tak nie mogę się do nich z tym zwrócić, bo działa tutaj zasada „chce dla ciebie jak najlepiej, czyli tak jak to sobie wymarzyłam/em”). Wtedy ze zdwojoną siłą powróciła CHĘĆ pisania. Podkreślam to słowo, gdyż wróciła tylko ona. Za każdym razem (a dzieje się to nawet bardzo często) gdy faktycznie czuję, jak „dusza śpiewa, a umysł z zadowoleniem zaciera ręce” i już mam brać się za pisanie dzieje się coś dziwnego i w tej chwili już niesamowicie frustrującego. Nie da się. Po prostu się nie da. Czuje taką dziwną niemoc i złość, wszystkie pomysły wylatują z głowy, nie potrafię sklecić zdania. Jedynie w momentach gdy jest mi bardzo źle i jestem na krawędzi depresji (gdy zapominam, że mój świat i tak się o mnie troszczy) udaje mi się coś stworzyć (ale jest tego tyle co kot napłakał). Myśl, którą bardzo często udaje mi się złapać podczas takiej nieudanej „burzy mózgu” to myśl, że „i tak nie mogę się temu poświęcić, bo przecież Z TEGO NIE MA PIENIĘDZY”, „muszę skończyć studia, znaleźć pracę i dopiero mogę sobie COŚ TAM PISAĆ” lub coś w tym stylu. Potem znowu przeciwnie. Gdy wracam do czytania Transerfingu lub gdy po prostu rozmyślam o tym wszystkim czuje, że to jest to, że to właśnie to chce robić. Jednak potem wychodzi to co wyżej. Gdzieś w głębi serca, od duszy (tak mi się wydaje, że to jest jej głos) słyszę, że to nie ma być tak jak zawsze, że żeby osiągnąć cel muszę wyjść z szeregu (nie tak na siłę i na przebój, ale kilka kroków w bok trzeba) i nie muszę niczego się bać. Tyle tylko, że nie mam oparcia wokoło oparcia. Jestem studentem, jednak czuje, że to co robie jest bezcelowe, cała nauka ponad średnią wiedzę z różnych kierunków jest mi niepotrzebna. Wiedzę do pisania czerpie z życia, z obserwacji, z rzeczy, które mnie naprawdę interesują i ciekawią. Jednak to rozumiem tylko ja. Niekiedy myślę sobie: „a tam, skończę te studia dla świętego spokoju ( stój! dla spokoju rodziców i – ciężko mi to mówić – ich niespełnionych marzeń, które gdzieś tam pewnie już nieświadomie w nich siedzą)” ale zaraz przychodzi następna myśl: „no i co potem? praca, które będzie przynosić podobne stany strachu, smutku, niesprawiedliwości?” (tak, jestem niezwykle emocjonalnym człowiekiem). Myślałbym wtedy podobnie „popracuje, nazbieram dużo pieniędzy i będę mógł pisać”. Przepraszam, rozpisałem się. Ostatnio udało mi się utrzymać stan szczęścia i spokoju do tego co przyniesie przyszłość przez chyba trzy tygodnie. W pewnym momencie obróciłem się za siebie i pomyślałem „o cholera, znowu mi się zboczyło”. Mam uczucie, że dzieli mnie od przełomu wysoka, ale bardzo cienka przeszkoda. Czuje, że do szczęścia wystarczy mi bardzo mało. Zerwanie smyczy, na której prowadzą mnie wątpliwe autorytety, znalezienie pracy (nigdy nie czułem potrzeby pokazania innym jaką to będę miał super ekstra prace po studiach), która pozwoliłaby rozpocząć tworzenie i poznawanie na mój własny sposób otaczającego mnie świata.

Tak to właśnie wygląda. Jednak ciągle siedzi we mnie ten głos, który się śmieje i mówi: „Dziecko, wracaj do książek i się ucz! Co ty gadasz, jaki pisarz! Dostaniesz po tyłku od życia to zobaczysz!”. Paraliżuje mnie to i przez to pcha coraz bardziej w depresje i konflikty z ludźmi, którzy są mi bliscy.

Przepraszam, że tak się rozpisałem, ale trochę się tego we mnie nazbierało.

Pozdrawiam,
Mateusz

Mirek55
Posty: 147
Rejestracja: wt maja 25, 2010 1:49 pm
Re: Czy to naprawdę moje drzwi?

Post autor: Mirek55 » wt cze 15, 2010 7:37 am

Witaj Mateuszu!
Nie wiem ile książek przeczytałeś Josepha Murphyego. On w sposób "doskonały" pisze co trzeba zrobić aby wyzbyć się strachu. To Twoje pierwsze zadanie do zrealizowania. Wyzbycie się strachu szczególnie w odniesieniu do przyszłości. Kiedy to osiągniesz powinieneś jasno i precyzyjnie określić co tak naprawdę chcesz w życiu robić. Aby to Ci się udało należy odciąć się od tych negatywnych myśli, przekazanych przez najbliższych. Murphy również pisze jak tego dokonać.
W obecnej chwili swoją chęcią pisania wytwarzasz nadmierny potencjał, który jest równoważony przez siły równoważące (w Twoim przypadku wszystkie te myśli, które wzbudzają strach przed przyszłością).

Na dzień dzisiejszy co możesz uczynić w dziedzinie pisania, to to aby nauczyć się relaksacji, a kiedy taki stan osiągniesz weź do ręki długopis, przyłóż go do kartki i czekaj. Pamiętaj aby w tym czasie o niczym nie myśleć, a tym bardziej o tym co chcesz napisać.

Pozdrawiam
Mirek

fotoel
Posty: 27
Rejestracja: pn mar 15, 2010 8:40 pm
Re: Czy to naprawdę moje drzwi?

Post autor: fotoel » śr cze 16, 2010 3:24 pm

Mirku, wielu Osobom odpowiedziałeś na to pytanie,
są pewne odpowiedzi i pytania gdzie każdy znajduje również coś dla siebie.

Słuchając mądrych Ludzi również możemy trafić w nie swoje drzwi,
a Cel i tak każdy z nas odnajdzie sam tylko jak i właściwe drzwi we właściwym czasie.


"Nikt nie zajrzy w Twa Duszę nawet najbardziej życzliwa Ci Osoba
Nawet Ty sam słyszysz własną Dusze jak szelest porannych gwiazd, czyli praktycznie nie słyszysz"- pozwoliłem zacytować sobie słowa Zelanda z tomu II strona 229 gdzie jest troszkę więcej zdań w tym temacie.

Pozdrawiam serdecznie :smile:

agnar18
Posty: 5
Rejestracja: ndz mar 03, 2013 2:29 pm
Re: Czy to naprawdę moje drzwi?

Post autor: agnar18 » pn mar 04, 2013 7:07 pm

Przestań stawiać sobie warunki ,że bedziesz pisać kiedy bedziesz miał duzo pieniedzy lub cos tam cos tam to blokuje cie podswiadomie.Pozatym ja na twoim miejscu starał bym się to pogodzic zarabianie pieniedzy i pisanie .Transfering ,może ci zapewnić taką mozliwość.To twoje drzwi.Chcesz to robic!nie masz watpilwości ale przez zastanawianie sie masz.


ODPOWIEDZ