Poczucie rezonansu w relacjach z innymi
: pn lip 17, 2017 9:27 am
Dzień dobry wszystkim Transerferom;
Nie pisałam tu jeszcze, więc w ramach wstępu powiem, że magia transerfingu dopadła mnie nim jeszcze zostałam Transerferem
O metodzie Zelanda dowiedziałam się w bardzo, rzeknijmy, niesamowitych okolicznościach, a zarazem w bardzo zwrotnym momencie mojego życia, więc mogłabym wręcz rzec, że transerfing odnalazł mnie.
Prostota narracji książek z serii o Transerfingu ujęła mnie od początku i nie tylko wniosła do mojego życia tę magię, ale też pozwoliła dostrzec, że w całym swoim życiu, bywałam [od czasu do czasu ] całkiem niezłym transerferem.
Moje duchowe [jak również i te bardziej przyziemne] poszukiwania nie ograniczają się jedynie do samej metody Zelanda, bo ja jestem typem dociekliwo-weryfikującym i ogólnie sporo buszuję w tematach około-duchowych, to tu, to tam.
To teraz dlaczego tutaj napisałam.
Ogólnie mam jasne poczucie stabilnego ewoluowania [o ile ewolucja może być stabilna ] w te strony, wobec których, posługując się dyskursem Zelanda, "moja Dusza zaciera z radości ręce" i ogólnie raczej sprecyzowałam swoje cele [choć nie mówię, że mi tak łatwo, bo teraz doświadczam, rzekłabym , "milczenia mojego Wszechświata"] ale niestety, jest pewna ciemna, nieprzyjemna strona [ nie wiem czy powinnam rzec aż tak ogólnie, ale rzeknę] mojego życia, z którą borykanie się mocno czasem odbiera siły.
Chodzi mi o poczucie takiego autentycznego rezonansu w relacjach z innymi.
Ogólnie nie mam problemu w komunikacji z innymi, nauczyłam się już nawet [co mi trochę zajęło ] godzić siebie [czyli być sobą i nie ściemniać nikomu ] a zarazem komunikować się i być z innymi ludźmi tak, by im też było dobrze i czuli się szanowani.....
Ale to wszystko głównie "fasady", za którymi nie ma nic głębszego. Tzn. nie chcę powiedzieć, że ludzie są powierzchowni [nawet jeśli niektórzy są ] , ale wiecie jak to jest....pogadać sobie można z każdym i nawet pośmiać.....ale chciałoby się tak, by "trafił swój na swego".
Takie osoby w moim życiu oczywiście były [dlatego wiem, że to nie mrzonki, że można się z kimś tak "dogadać na głębinach" ], choć, po prawdzie, nigdy nie było ich wiele. [Ale tak to już pewnie jest, co? Że tych "najbliższych" sercu to nie ma nigdy dużo...].
Nie o ilość oczywiście tu chodzi.
Już nie będę się rozwodziła nad konkretami kreślącymi moją aktualną sytuację życiową, ale przyznam się Wam, że czasem brak takiego REZONANSU na róznych poziomach z drugą istotą jest tak dojmujący, że idzie.....zwariować.
Nie jestem pewna, czy pisząc tu, oczekuję jakiejś porady, czy pocieszania.... Bo co w sumie można rzec? Poczekaj? Przeczekaj? Nie wątp? Tak to jest czasem, że Wszechświat milczy?
Może po prostu zdało mi się, że tu [na tym forum], jest taka kupka podobnych do mnie "dziwaków" [ ] to i mi się raźniej zrobi? [W kupie raźniej podobno]
Co by nie było,
pomyślności w transerfowaniu dla wszystkich;
Nie pisałam tu jeszcze, więc w ramach wstępu powiem, że magia transerfingu dopadła mnie nim jeszcze zostałam Transerferem
O metodzie Zelanda dowiedziałam się w bardzo, rzeknijmy, niesamowitych okolicznościach, a zarazem w bardzo zwrotnym momencie mojego życia, więc mogłabym wręcz rzec, że transerfing odnalazł mnie.
Prostota narracji książek z serii o Transerfingu ujęła mnie od początku i nie tylko wniosła do mojego życia tę magię, ale też pozwoliła dostrzec, że w całym swoim życiu, bywałam [od czasu do czasu ] całkiem niezłym transerferem.
Moje duchowe [jak również i te bardziej przyziemne] poszukiwania nie ograniczają się jedynie do samej metody Zelanda, bo ja jestem typem dociekliwo-weryfikującym i ogólnie sporo buszuję w tematach około-duchowych, to tu, to tam.
To teraz dlaczego tutaj napisałam.
Ogólnie mam jasne poczucie stabilnego ewoluowania [o ile ewolucja może być stabilna ] w te strony, wobec których, posługując się dyskursem Zelanda, "moja Dusza zaciera z radości ręce" i ogólnie raczej sprecyzowałam swoje cele [choć nie mówię, że mi tak łatwo, bo teraz doświadczam, rzekłabym , "milczenia mojego Wszechświata"] ale niestety, jest pewna ciemna, nieprzyjemna strona [ nie wiem czy powinnam rzec aż tak ogólnie, ale rzeknę] mojego życia, z którą borykanie się mocno czasem odbiera siły.
Chodzi mi o poczucie takiego autentycznego rezonansu w relacjach z innymi.
Ogólnie nie mam problemu w komunikacji z innymi, nauczyłam się już nawet [co mi trochę zajęło ] godzić siebie [czyli być sobą i nie ściemniać nikomu ] a zarazem komunikować się i być z innymi ludźmi tak, by im też było dobrze i czuli się szanowani.....
Ale to wszystko głównie "fasady", za którymi nie ma nic głębszego. Tzn. nie chcę powiedzieć, że ludzie są powierzchowni [nawet jeśli niektórzy są ] , ale wiecie jak to jest....pogadać sobie można z każdym i nawet pośmiać.....ale chciałoby się tak, by "trafił swój na swego".
Takie osoby w moim życiu oczywiście były [dlatego wiem, że to nie mrzonki, że można się z kimś tak "dogadać na głębinach" ], choć, po prawdzie, nigdy nie było ich wiele. [Ale tak to już pewnie jest, co? Że tych "najbliższych" sercu to nie ma nigdy dużo...].
Nie o ilość oczywiście tu chodzi.
Już nie będę się rozwodziła nad konkretami kreślącymi moją aktualną sytuację życiową, ale przyznam się Wam, że czasem brak takiego REZONANSU na róznych poziomach z drugą istotą jest tak dojmujący, że idzie.....zwariować.
Nie jestem pewna, czy pisząc tu, oczekuję jakiejś porady, czy pocieszania.... Bo co w sumie można rzec? Poczekaj? Przeczekaj? Nie wątp? Tak to jest czasem, że Wszechświat milczy?
Może po prostu zdało mi się, że tu [na tym forum], jest taka kupka podobnych do mnie "dziwaków" [ ] to i mi się raźniej zrobi? [W kupie raźniej podobno]
Co by nie było,
pomyślności w transerfowaniu dla wszystkich;