Osiąganie celów w związku
Moderatorzy: admin, marcelus, filip
Osiąganie celów w związku
Od jakiegoś czasu zastanawiam się na ile życie w związku ma wpływ na realizację celu każdego z partnerów z osobna...
Zdaję sobie sprawę z uwarunkowań kobiecego i męskiego (bo takie związki mam na myśli) podejścia do egzystencji. Zdaję sobie sprawę z dwubiegunowości w związku - tutaj mam na uwadze naturalne działanie sił równoważących poprzez mojego partnera. Zdaję sobie sprawę z ukazywania mi moich ‘dobrych’ i ‘słabych’ stron – tutaj mam na myśli naturalne działanie zwierciadła poprzez mojego partnera. W porządku, to wszystko i jeszcze kilka innych oczywiście występuje. I na pewno ma znaczenie, jednak to, nazwałbym codzienną działalnością operacyjną , z której można, a wręcz należy korzystać
Ale - jeśli spojrzeć na życie w związku i osiąganie celów przez pryzmat transerfingu, okazać się może, że określenie celu przez każdego partnera indywidualnie powoduje, że żadne z nich może go nigdy nie osiągnąć.
Czy dobrze kombinuję? Czy określanie celów w momencie, kiedy idzie się przez życie w związku definitywnie powinno być wspólne? A jeśli tak, to czy powinno dotyczyć absolutnie wszystkiego? Na ile definitywnie, na ile absolutnie...?
Jako praktyk, po sprawdzeniu jednego tematu, powiem, że w przypadku kiedy cel jest wspólny, to jest osiągany naprawdę błyskawicznie.
Tylko powstaje jednak (przynajmniej w moim umyśle) pytanie tego rodzaju – jak, mając partnera, który nie 'uprawia' transerfingu, określać cele? Jak zrobić, aby u partnera nie pojawił się cel (nawet nieświadomie), o którym transerfer nie wie, a który to cel może ‘pacyfikować’ te, które są ustalone wspólnie.
Jakiś prosty hipotetyczny przykład – para podejmuje decyzję, że chce mieszkać w kraju, gdzie średnia temperatura nie spada poniżej zera. Jednocześnie ‘nietranserfingowy’ partner, jako rodzic, nie widzi życia bez bliskości z dziećmi. Dziecko nie cierpi upałów. Czy w takim kontekście cel jest wogóle do zrealizowania? Czy energia nie leci ‘w gwizdek’? Czy trzeba byłoby w to włączyć jeszcze dziecko? Czy...itd, itd
Spostrzeżenia naprawdę mile widziane.
Zdaję sobie sprawę z uwarunkowań kobiecego i męskiego (bo takie związki mam na myśli) podejścia do egzystencji. Zdaję sobie sprawę z dwubiegunowości w związku - tutaj mam na uwadze naturalne działanie sił równoważących poprzez mojego partnera. Zdaję sobie sprawę z ukazywania mi moich ‘dobrych’ i ‘słabych’ stron – tutaj mam na myśli naturalne działanie zwierciadła poprzez mojego partnera. W porządku, to wszystko i jeszcze kilka innych oczywiście występuje. I na pewno ma znaczenie, jednak to, nazwałbym codzienną działalnością operacyjną , z której można, a wręcz należy korzystać
Ale - jeśli spojrzeć na życie w związku i osiąganie celów przez pryzmat transerfingu, okazać się może, że określenie celu przez każdego partnera indywidualnie powoduje, że żadne z nich może go nigdy nie osiągnąć.
Czy dobrze kombinuję? Czy określanie celów w momencie, kiedy idzie się przez życie w związku definitywnie powinno być wspólne? A jeśli tak, to czy powinno dotyczyć absolutnie wszystkiego? Na ile definitywnie, na ile absolutnie...?
Jako praktyk, po sprawdzeniu jednego tematu, powiem, że w przypadku kiedy cel jest wspólny, to jest osiągany naprawdę błyskawicznie.
Tylko powstaje jednak (przynajmniej w moim umyśle) pytanie tego rodzaju – jak, mając partnera, który nie 'uprawia' transerfingu, określać cele? Jak zrobić, aby u partnera nie pojawił się cel (nawet nieświadomie), o którym transerfer nie wie, a który to cel może ‘pacyfikować’ te, które są ustalone wspólnie.
Jakiś prosty hipotetyczny przykład – para podejmuje decyzję, że chce mieszkać w kraju, gdzie średnia temperatura nie spada poniżej zera. Jednocześnie ‘nietranserfingowy’ partner, jako rodzic, nie widzi życia bez bliskości z dziećmi. Dziecko nie cierpi upałów. Czy w takim kontekście cel jest wogóle do zrealizowania? Czy energia nie leci ‘w gwizdek’? Czy trzeba byłoby w to włączyć jeszcze dziecko? Czy...itd, itd
Spostrzeżenia naprawdę mile widziane.
- Prometeusz
- Posty: 1848
- Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Osiąganie celów w związku
Rodzina powinna mieć ogólne poczucie łączności, sensu i celowości. Wtedy kompromisy są nieuniknione, ale hej... dostajemy też coś w zamian, koordynacja zamiaru. Czasami ścieżki się rozchodzą i to też trzeba zaakceptować. Dzieci są tylko gośćmi, tak jak i reszta osób w naszym życiu.
Duże znaczenie ma wychowanie dziecka. Można go wychować tak, że bliskość fizyczna będzie koniecznością, a można też tak, że nie będzie żadnym wymogiem i potomstwo wyjeżdża wtedy na drugi koniec świata. W pierwszym moża pomyśleć, o uzależnianiu, a w drugim może o zaniedbaniu czegoś. Takie etykietki wystawiają wahadła.
Koniec końców, większość naszych preferencji jest urojona w procesie społecznego prania mózgu. Kiedy uczymy się transerfingu, zaczynamy tworzyć własne kredo i decydować o priorytetach. Dla mnie TR to kierowanie się własnymi zasadami. Lecz wiem że są ludzie, którzy nie tworzą sobie zasad tylko idą tam gdzie akurat dostają zastrzyk dopaminy i nie będzie liczyło się mąż, że dzieci i nikt inny. Trzeba uważać co i kogo synchronizujemy w swojej warstwie bo efekty pojawiają sie dopiero po czasie.
Duże znaczenie ma wychowanie dziecka. Można go wychować tak, że bliskość fizyczna będzie koniecznością, a można też tak, że nie będzie żadnym wymogiem i potomstwo wyjeżdża wtedy na drugi koniec świata. W pierwszym moża pomyśleć, o uzależnianiu, a w drugim może o zaniedbaniu czegoś. Takie etykietki wystawiają wahadła.
Koniec końców, większość naszych preferencji jest urojona w procesie społecznego prania mózgu. Kiedy uczymy się transerfingu, zaczynamy tworzyć własne kredo i decydować o priorytetach. Dla mnie TR to kierowanie się własnymi zasadami. Lecz wiem że są ludzie, którzy nie tworzą sobie zasad tylko idą tam gdzie akurat dostają zastrzyk dopaminy i nie będzie liczyło się mąż, że dzieci i nikt inny. Trzeba uważać co i kogo synchronizujemy w swojej warstwie bo efekty pojawiają sie dopiero po czasie.
Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania.
Re: Osiąganie celów w związku
Matko kochana, chyba nie myślicie, że można sobie wychować dziecko jak się chce!
Może od początku stosując TR, ale i tu wątpię bardzo...
Może od początku stosując TR, ale i tu wątpię bardzo...
Re: Osiąganie celów w związku
Każdy realizuje własne cele, a partner albo pomaga albo przeszkadza. To takie doświadczenie życiowe.Pit pisze:na ile życie w związku ma wpływ na realizację celu każdego z partnerów z osobna...
Jeśli cele bardzo się różnią to nie dojdą do skutku, a jak dojdą to jeden z partnerów będzie nieszczęśliwy.
Przykład z dziećmi nie jest dobry, bo dochodzi 3 strona. Może okazać się, że dzieci chciałyby trochę wolności od nadopiekuńczych rodziców i chciałyby wysłać ich daleko, nawet w kosmos.
Zupełnie się z tym nie zgadzam. Wychowanie to jedno, a osobowość dziecka to drugie. Inne światy.Prometeusz pisze:Duże znaczenie ma wychowanie dziecka. Można go wychować tak, że bliskość fizyczna będzie koniecznością, a można też tak, że nie będzie żadnym wymogiem i potomstwo wyjeżdża wtedy na drugi koniec świata. W pierwszym moża pomyśleć, o uzależnianiu, a w drugim może o zaniedbaniu czegoś. Takie etykietki wystawiają wahadła.
Rodzic zmuszając do czegoś dziecko działa jak wahadło, destrukcyjnie.
Każdy rodzic tego próbuje, aż się kapnie, że dziecko to odrębny byt, ma inne marzenia, jest generalnie inny.Farsa pisze:można sobie wychować dziecko jak się chce!
Wtedy powinien pomagać dziecku w jego realizacji.
- Prometeusz
- Posty: 1848
- Rejestracja: pt kwie 20, 2012 9:21 am
Re: Osiąganie celów w związku
...zmuszając do czegoś dziecko...
kto tu pisze o zmuszaniu?
...Wychowanie to jedno, a osobowość dziecka to drugie. Inne światy...
ale o co chodzi? Osobowość czerpie człowiek z własnej biologii (czy tam po transerfingowemu - duszy) i... niespodzianka - z wychowania, czynnikiem wychowującym oczywiście są nie tylko rodzice, choć oni w pierwszych latach organizują świat dziecka.
...[nie]można sobie wychować dziecko jak się chce!...
...Każdy rodzic tego próbuje...
To jest jak z zewnętrznym zamiarem, nie podlega on łatwej manipulacji. Brak umiejętności nie oznacza braku możliwości.
...dziecko to odrębny byt, ma inne marzenia, jest generalnie inny. Wtedy powinien pomagać dziecku w jego realizacji...
Tak, jest to jeden punkt widzenia, który podczas wychowania wg. mnie powinien być uwzględniony, a nawet stanowić jego centrum. Innym punktem widzenia jest to, że człowiek jest istotą społeczną i podlega społecznemu programowaniu. I chodźby się najbardziej wypierał to połączenie między ludźmi istnieje i zawsze będzie głównym ludzkim motywem. Nawet bycie pustelnikiem jest relacją miedzy człowiekiem, a społeczeństwem.
kto tu pisze o zmuszaniu?
...Wychowanie to jedno, a osobowość dziecka to drugie. Inne światy...
ale o co chodzi? Osobowość czerpie człowiek z własnej biologii (czy tam po transerfingowemu - duszy) i... niespodzianka - z wychowania, czynnikiem wychowującym oczywiście są nie tylko rodzice, choć oni w pierwszych latach organizują świat dziecka.
...[nie]można sobie wychować dziecko jak się chce!...
...Każdy rodzic tego próbuje...
To jest jak z zewnętrznym zamiarem, nie podlega on łatwej manipulacji. Brak umiejętności nie oznacza braku możliwości.
...dziecko to odrębny byt, ma inne marzenia, jest generalnie inny. Wtedy powinien pomagać dziecku w jego realizacji...
Tak, jest to jeden punkt widzenia, który podczas wychowania wg. mnie powinien być uwzględniony, a nawet stanowić jego centrum. Innym punktem widzenia jest to, że człowiek jest istotą społeczną i podlega społecznemu programowaniu. I chodźby się najbardziej wypierał to połączenie między ludźmi istnieje i zawsze będzie głównym ludzkim motywem. Nawet bycie pustelnikiem jest relacją miedzy człowiekiem, a społeczeństwem.
Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania.
Re: Osiąganie celów w związku
...2xwysłane
Ostatnio zmieniony czw lip 07, 2016 10:58 am przez Pit, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Osiąganie celów w związku
Tak, wychodzi z tego, że rzeczywiście jedynym właściwym narzędziem jest ciągłe rozmawianie ze szczerością do granic bólu i ustanawianie wspólnych kompromisów.
Masz racje, Prometeusz, że zawsze jest błogosławiona zasada koordynacji, ale ona też będzie pewnie działać w przedziale, który będzie się kończyć w wielu przypadkach 'nie pieprznęło - wyszło 'na prostą', wyszło na zero.
Dziecko to tylko jeden z możliwych dodatkowych aspektów i dlaczego nie ma być brany pod uwagę? Przecież można być w związku jeszcze 'ciekawszym' - mając bardzo blisko siebie teściową, czy rodziców, czy jeszcze coś tam. Nie każdy tworzy i wchodzi w związek będąc już w TR.
Fakt z życia.
Mój znajomy około 3, może 4 lata temu rozstał się ze swoją partnerką. Do tamtego momentu w interesach ciągle miał wzloty i upadki. Związek był raczej pospolity - raz dobrze, raz gorzej. Od momentu rozstania, biznes tak mu poszybował w górę, że sam przecierałem oczy ze zdumienia. Sadziłem, że facet rzucił się w wir roboty, bo miał dosyć związków i zasuwa na okrągło. Myliłem się. Związki były, a traktował je bardzo swobodnie. Co dzieje się z jego partnerką obecnie, nie wiem.
Jednak, co istotne z punktu widzenia tego wątku - dopiero na koniec, przy rozstaniu, miał usłyszeć: "zawsze sie bałam, że sie dorobisz i mnie zostawisz, a ty - dzisiaj nic nie mamy, odchodzisz i mnie zostawiasz samą".
Masz racje, Prometeusz, że zawsze jest błogosławiona zasada koordynacji, ale ona też będzie pewnie działać w przedziale, który będzie się kończyć w wielu przypadkach 'nie pieprznęło - wyszło 'na prostą', wyszło na zero.
Dziecko to tylko jeden z możliwych dodatkowych aspektów i dlaczego nie ma być brany pod uwagę? Przecież można być w związku jeszcze 'ciekawszym' - mając bardzo blisko siebie teściową, czy rodziców, czy jeszcze coś tam. Nie każdy tworzy i wchodzi w związek będąc już w TR.
Fakt z życia.
Mój znajomy około 3, może 4 lata temu rozstał się ze swoją partnerką. Do tamtego momentu w interesach ciągle miał wzloty i upadki. Związek był raczej pospolity - raz dobrze, raz gorzej. Od momentu rozstania, biznes tak mu poszybował w górę, że sam przecierałem oczy ze zdumienia. Sadziłem, że facet rzucił się w wir roboty, bo miał dosyć związków i zasuwa na okrągło. Myliłem się. Związki były, a traktował je bardzo swobodnie. Co dzieje się z jego partnerką obecnie, nie wiem.
Jednak, co istotne z punktu widzenia tego wątku - dopiero na koniec, przy rozstaniu, miał usłyszeć: "zawsze sie bałam, że sie dorobisz i mnie zostawisz, a ty - dzisiaj nic nie mamy, odchodzisz i mnie zostawiasz samą".