Transerfing a Zdrowie

Miejsce na Twoje spostrzeżenia, relacje o tym, co udało Ci się zastosować i jaki wpływ na Twoje życie wywarł Transerfing

Moderatorzy: admin, marcelus, filip

Awatar użytkownika
Transformator2012
Posty: 621
Rejestracja: sob lip 21, 2012 4:47 pm
Transerfing a Zdrowie

Post autor: Transformator2012 » ndz sie 18, 2013 2:31 pm

W tomach poświęconych Transerfingowi Rzeczywistości mamy również rady odnośnie naszego stosunku do własnego zdrowia.

Rady dotyczące tej kwestii są bardzo konkretne:

Epidemia

Pewnie pomyślisz, że gdzie jak gdzie, ale w tej materii nie ma mowy o jakichś liniach życia. Człowiek zaczyna chorować, bo został zarażony. I będziesz mieć rację, ale tylko w tej mierze, że człowiek pozwolił się zarazić. Wcale nie chcę powiedzieć, że należy chodzić z jałową maseczką na twarzy. Nie uchroniłoby to przed zachorowaniem. Nie wierzysz? Cóż, czysto spekulatywnie nie jestem w stanie tego dowieść, jak i wszystkiego, o czym piszę w niniejszej książce. Ale przecież Ty też nie będziesz chodzić w sterylnej masce w czasie epidemii grypy, by sprawdzić tę tezę. Dlatego też będę po prostu mówić to, co wiem, a wierzyć czy nie - zdecyduj sam.

Tak więc odsłaniamy historię choroby. Przyczyna choroby - Twoja dobrowolna zgoda na uczestnictwo w grze o nazwie „Epidemia". Wszystko zaczyna się od pogłosek, że epidemia, powiedzmy grypy, już gdzieś szaleje. Każdy normalny człowiek wie, że grypa łatwo przenosi się drogą kropelkową, więc Ty, jak każdy inny, dopuszczasz do siebie myśl, że może się to każdemu przydarzyć. W głowie od razu pojawia się film o tym, jak to masz temperaturę, kaszlesz i kichasz. No i od tej chwili jesteś częścią gry, ponieważ emitujesz energię myśli na częstotliwości destrukcyjnego wahadła.

Podświadomie zaczynasz szukać potwierdzenia tego, że epidemia atakuje, a Twoja uwaga zaczyna działać w sposób wybiórczy. Ze wszystkich stron zaczynają otaczać Cię kichający ludzie. Oni są zawsze, tylko wcześniej nie zwracałeś na nich uwagi. W pracy i w domu co jakiś czas ktoś nawiązuje do tego tematu. Twoje przypuszczenie, że epidemia atakuje znajduje nowe potwierdzenia, nawet jeśli ich specjalnie nie szukasz i temat Cię nieszczególnie obchodzi. Wszystko dzieje się jakoś samo przez się.

Jeśli od samego początku gry nastroiłeś się na częstotliwość destrukcyjnego wahadła, Twój związek z nim będzie coraz silniejszy niezależnie od świadomego uczestnictwa. A jeśli nie masz nic przeciwko temu by pochorować, lub masz poczucie, że i tak choroba Cię nie minie, to jesteś najaktywniejszym poplecznikiem wahadła. Albo zdecydowałeś, że nie zachorujesz, wmawiasz sobie, że jesteś całkowicie zdrów, wówczas tak się stanie i nie zachorujesz. Nic z tego. Myślisz o chorobie, a więc nadajesz na częstotliwości choroby. Kierunek myśli, za czy przeciw, nie ma znaczenia. Innymi słowy, jeśli próbujesz umocnić się w przekonaniu, że nie zachorujesz, to od razu dopuszczasz do siebie taką możliwość i żadne zapewnienia nie pomogą.

Słowa wypowiedziane na głos są po prostu zawirowaniem powietrza, słowa wypowiedziane w duchu są w ogóle niczym, a wiara to silna, choć bezgłośna energia. Nie uchroni Cię nawet zrobienie szczepionki. Tak czy inaczej swoje odchorujesz w taki czy inny sposób. Pierwszy objaw choroby stawia Cię przed wyborem: czy w końcu zachorujesz, czy nie. Słabo się sprzeciwiasz i w końcu godzisz się z chorobą. To zaś na dobre koryguje Twoją emisję i przechodzisz na linię życia, na której choruje się na całego.

Indukowane przejście zaczęło się w chwili przyjęcia wahadła. Jeśli faktycznie „masz gdzieś" całą tę epidemię, przejście nie zaistnieje. Albo jeśli jesteś na urlopie, nie rozmawiasz z nikim, nie słuchasz wiadomości i nic nie wiesz o epidemii, wahadło Cię nie ruszy. Chybi ono jak w pustkę.

Czy myślałeś nad tym, dlaczego lekarze nie zarażają się od chorych? Wielu śmiało pracuje nawet bez masek. To nie dlatego, że są zaszczepieni. Nie da się zaszczepić na wszelkie choroby. Rzecz w tym, że lekarze również aktywnie grają w grę wahadła choroby, lecz przydzielono im całkiem inną rolę. Dla porównania poobserwuj przy okazji zachowanie stewardes w samolocie. Te dobre wróżki stanowczo zalecają wszystkim podróżnym, by zapinali pasy, a same fruwają jakby mogły w razie katastrofy zawisnąć w powietrzu niby kolibry.

„A co z niemowlętami zarażonymi HIV?" - spyta skrupulatny Czytelnik - "Czyżby one też emitowały energię przejścia?" Po pierwsze, rozpatrujemy tutaj kwestię epidemii jako tendencji. Po drugie, nie próbuję nawet udowodnić, jakoby nie istniało żadne zarażenie, tylko sama emisja myśli na częstotliwości choroby. Transerfing to nie dogmat i nie ostateczna instancja prawdy. Żadnej idei nie wolno wynosić do poziomu absolutu. Można jedynie przyjmować do wiadomości prawidłowość. A prawda zawsze leży „gdzieś pośrodku", gdzie dokładnie - nie wiadomo.

(Tom 1: "Przestrzeń wariantów" s. 176-178)

O chorobie jako energetycznej pułapce wahadeł mamy w Tomie 3: „Naprzód w przeszłość!” s. 31-38:

Wahadło może potrącić Cię czymś w rodzaju niedomagania lub choroby. Bardzo Cię to niepokoi i zmusza do zauważenia po cichu: „chyba jestem chory". To Twoja odpowiedź na częstotliwości drgań wahadła, ono otrzymuje energię i znów Cię trąca - boli coraz bardziej. Idziesz do lekarza, ten potwierdza chorobę, proces dalej się rozwija. Wahadło otrzymuje energię i kołysze się coraz bardziej. Kiedy następuje kryzys, wahadło już wszystko otrzymało, zostawia Cię w spokoju i następuje wyzdrowienie, o ile przejście indukowane nie rzuciło swojej „ofiary" na linię życia, na której jesteś inwalidą.

Cóż więc, nie chodzić do lekarza, nie zażywać lekarstw i w ogóle zaniedbać swoje choroby? Nie, rezygnacja z leczenia chorób już rozwiniętych to nie wyjście z gry, a nieodpowiedzialne niedbalstwo. Mowa o tym, by nie pozwalać siebie wciągnąć w grę.

Możesz zapytać kolegi w pracy: „Dlaczego cię nie było?". Na co on niezmiennie odpowie: „Chorowałem". Zwróć uwagę: nie leczył się, tylko chorował. Na pytanie: „Co ci jest?" będzie odpowiedź: „Choruję". Oczywiście, odpowiedź na te pytania w postaci: „Leczyłem się (leczę się)" będzie nienaturalna. To dlatego, że ludzie tak przyzwyczaili się bawić w grę pod nazwą Choroba, że samo leczenie nie jest celem, a atrybutem, pobocznym zjawiskiem towarzyszącym grze.

Gra z destrukcyjnym wahadłem zaczyna się od tego, że chętnie przyjmujesz objawy choroby lub, innymi słowy, chwytasz za koniec spirali przejścia indukowanego. Pierwsze szturchnięcie wahadła można ominąć, nie przyjmując objawów na serio, spokojnie odrzucić je i zapomnieć o nich. Jeżeli to nie wychodzi, można stłumić wahadło, przedsiębiorąc podstawowe kroki profilaktyczne. Jeżeli jednak zachorowałeś, nie baw się w grę „Choroba", tylko zagraj w Leczenie.

Bawić się w Chorobę - to pasywnie cierpieć, brać udział w rozmowach o różnych bolączkach, jęczeć, skarżyć się, kapryśnie domagać się współczucia i troski od otoczenia, uważać złe samopoczucie za swój konieczny atrybut, cackać się ze swoją chorobą, chętnie szukać i wykorzystywać informacje związane z cierpieniami.

Grać w Leczenie - to aktywnie działać, interesować się metodami przywracania zdrowia, starać się prowadzić zdrowy tryb życia, odnosić się do choroby z humorem, skupiać uwagę na polepszeniu samopoczucia, dążyć do zdrowia, obcować z osobami o tych samych poglądach.

Widzisz, że to dwie całkowicie różne gry. W Chorobie uczestniczysz w roli pasywnej ofiary, emitując częstotliwość destrukcyjnego wahadła, zasysa cię lej przejścia indukowanego. A w Leczeniu występujesz w charakterze twórcy, aktywnego stwórcy i gospodarza, sam zarządzasz swoim losem i dlatego przechodzisz na zdrowe linie życia.

Teraz, jeżeli spróbujesz zagrać w Leczenie, zadaj sobie pytanie, czy wystarczająco uczciwie prowadzisz tę grę. Chodzi o to, że często zdarza się tak, że człowiek siebie oszukuje. Na przykład, całym umysłem uznaje, że trzeba prowadzić zdrowy tryb życia, zrezygnować ze szkodliwych nawyków, uprawiać wysiłek fizyczny, zdrowo się odżywiać, i tak dalej. Lecz naprawdę stare przyzwyczajenia zagnieździły się głęboko, starasz się stosować do zasad zdrowego trybu życia tylko dlatego, że „tak trzeba", ale tak w ogóle - to Ci się nie chce.

Nie jest to czysta gra. Nazywa się ona „Ja choruję, a mnie leczą". Na poziomie energetycznym niczym się ona nie różni od zabawy w Chorobę. W tym wypadku starasz się bawić w Leczenie nie z przekonania, a pod przymusem. Zamiar nie jest czysty ani szczery, i dlatego rezultat będzie też stosowny.


Oraz ciekawa analiza działania wahadeł chorób:

Każdy przynajmniej raz w życiu na coś chorował. Choroba stwarza masę przykrości i kłopotów, rodzi negatywne myśli i emocje, które są emitowane w przestrzeń. Energia ta jest podatną glebą dla rozwoju wahadeł, związanych z chorobami. One zawsze świetnie przyjmują negatywną energię.

Wahadła zrodzone przez choroby są jednymi z najpotężniejszych. To przede wszystkim same choroby i epidemie. W opozycji do nich znajdują się przeróżne wahadła medycyny. Pomyśl, jak potężne są to struktury! Kliniki, sanatoria, instytuty medyczne, fabryki, apteki, nauka, specjalistyczne kształcenie...

Deklarowanym celem wahadeł medycyny jest walka z chorobami. W rzeczywistości jednak ta walka rodzi masę negatywnych zjawisk, właściwych destrukcyjnym wahadłom, ponieważ ich głównym celem jest przyciąganie i utrzymanie popleczników.

Na przykład oficjalna medycyna odnosi się wrogo do wszystkich nietradycyjnych (nie należących do niej) metod leczenia. Krytyka przestarzałych lub błędnych pojęć, jeżeli wychodzi od zwolenników znachorstwa, zostanie okrzyknięta antynaukową. Wszelkie nowe metody leczenia, należące do tego nurtu, spotkają się z nadzwyczajną wrogością. Z kolei zwolennicy nietradycyjnych metod chętnie, w razie potrzeby, rzucą kamień do ogródka „ortodoksów".

Człowiek, znajdujący się pod wpływem wahadeł chorób lub medycyny, nie może przywrócić sobie samopoczucia z wczesnej młodości - z czasów, kiedy kwestie związane ze zdrowiem raczej nie zaprzątały mu umysłu. Nie nadawałeś temu znaczenia i zwyczajnie nie zwracałeś uwagi na swoje zdrowie, ponieważ Cię ono nie niepokoiło. Odpowiednio, emisja energetyczna nie zawierała częstotliwości wahadeł chorób.

Z wiekiem stopniowo w jakiejś mierze dostajesz się pod wpływ wahadeł. Emitując energię na ich częstotliwościach, oddajesz im ją, stajesz się od nich zależny i przenosisz się na linie życia chorób. Dlatego dla odzyskania dawnego zdrowia trzeba przede wszystkim pozbyć się związków z nimi. To oznacza niewpuszczanie w siebie informacji od wahadeł i nieuczestniczenie w ich grach, czyli stosowanie metody uchylania się od wahadła. Jeżeli zaś poważnie niepokoją Cię choroby, musisz bawić się w grę Leczenie i troszczyć się o swoje ciało, wówczas będzie to metoda tłumienia (opisana w pierwszym tomie). Rozpatrzmy kilka przykładów zachowania się wahadeł chorób.

Reklama medykamentów codziennie prezentuje Ci szczęśliwych ludzi, którzy zażyli określone lekarstwo i dlatego osiągnęli zdrowie. Zresztą co tam zdrowie, oni osiągają pełne powodzenie we wszystkim. Kusząca przynęta. Działa niezawodnie, ponieważ, jak już mówiliśmy, większość ludzi żyje w stanie półświadomym. Do Twojego mózgu wgrywa się program: „Idź do apteki, zażywaj lekarstwo i otrzymuj nagrodę - pełne powodzenie we wszystkim". Lecz to jeszcze nie jest najgorsze. W tej reklamie kryje się inny, głębiej ukryty program.

Pomyśl: w reklamie pokazuje się na ogół całkiem zwykłych, atrakcyjnych, a nawet spełnionych ludzi. (A Ty co, jesteś gorszy?). Wszystkim tym ludziom coś dolega, chociaż szybko wracają do zdrowia dzięki zażytym lekarstwom. (I ty jesteś taki sam!). Wszystkim nam wbija się w świadomość i w podświadomość fakt, że mamy skłonności do chorób, już chorujemy albo za chwilę zachorujemy. I wielu przystaje na te warunki gry. I tak właśnie wygląda nie deklaratywna, a prawdziwa twarz destrukcyjnego wahadła. Jego zadaniem nie jest wyleczyć człowieka z chorób, a uczynić swym poplecznikiem, wmówić mu, że jest chory i powinien zażywać lekarstwa.

Jeszcze jedna ciekawa metoda pozyskania popleczników, to prognozy niekorzystnych warunków pogodowych. Za podstawę obiera się informację o burzach magnetycznych, wahaniach ciśnienia atmosferycznego i innych niekorzystnych czynnikach. (Zauważ, że wszystkie te zjawiska mają miejsce w jakimś stopniu praktycznie codziennie). W oparciu o te dane powstaje prognoza: u kogo, z jakimi chorobami dzisiaj lub jutro będzie złe samopoczucie. Zabawne, gdy nieraz się słyszy, jak wahadło aż zachłystuje się, wymieniając przeróżne choroby i nieuchronne skutki dla cierpiących na nie. Lecz potem robi się niedobrze. Pomyśl, jak niszczycielski program instaluje się w świadomości i bez tego niezdrowych ludzi? Słuchając czegoś podobnego, można pomyśleć, że najlepiej w ogóle nie wychodzić z domu lub od razu położyć się do trumny. Oczywiście, niekorzystne czynniki wpływają na samopoczucie, lecz po co z góry się na to nastawiać? a przecież wielu, zwłaszcza starszych ludzi, wsłuchuje się w te wynurzenia wahadła i zawczasu układa sobie program niedomagań i zaostrzeń, jakby byli na nie skazani. Podobne prognozy stanowią przykład bezczelnego i cynicznego dążenia wahadła do podporządkowania ludzi swojemu wpływowi.

No i najbardziej klasyczna fabuła - rozmowy o zdrowiu ze znajomymi i bliskimi. Z zasady nie prowadzi się rozmów na temat dbania o zdrowie, a na temat chorób i ich leczenia. Jeden z upojeniem opisuje, jak usiłuje się uporać ze swoimi dolegliwościami, a drugi współczująco stęka w odpowiedzi - tak, starość nie radość. Uczestnicy takich rozmów czynnie emitują energię na częstotliwości wahadeł chorób. Energia ta jest tak samo zaraźliwa jak drobnoustroje chorobotwórcze. Unikaj takich rozmów, bo sam nie zauważysz, jak przemieścisz się na częstotliwość emisji choroby.

Bardzo łatwo można zidentyfikować wahadło choroby - ono wabi Cię informacją o chorobach i ich leczeniu. Jeżeli postanowisz zignorować tę informację, puścić mimo uszu, nie brać na serio, wahadło zniechęci się i zostawi Cię w spokoju - jest to uchylenie się przed nim. Jeżeli skwitujesz tę informację zdrowym śmiechem i szyderstwami, wahadło ze zgrozą ucieknie jak najdalej od Ciebie - jest to jego stłumienie.

Rozstając się z wahadłami chorób, osiągniesz pełną swobodę, lecz nie potrwa ona długo. Tak już jest skonstruowany człowiek, że musi być poplecznikiem jakichś wahadeł. Dlatego wcześniej czy później ryzykujesz, że znów dostaniesz się pod wpływ chorób. Aby do tego nie dopuścić, musisz wyjść ze stanu zawieszenia, przyłączając się do wahadeł przywracania zdrowia. Zarządzają one wszystkim, co jest związane z umacnianiem ciała i ducha. Stań się zwolennikiem zdrowego stylu życia, a zrozumiesz, ile radości i pasji daje to w porównaniu z ponurą i uciążliwą walką z chorobami.

Jest całkiem oczywiste, że jeżeli człowiek zajęty jest troską o swoje dobre samopoczucie, emituje energię na częstotliwości zdrowych linii i dlatego nie ma czasu na choroby. Widzisz więc, że istnieją dwa absolutnie różne style życia: leczenie chorób i troska o zdrowie. Dobrze widać, że ze względu na stosunek do chorób pierwszy należy do zamiaru wewnętrznego, a drugi - zewnętrznego. Sam wybierasz swój styl życia.


A na koniec trochę praktyki! Oto co w tym temacie ma do powiedzenia jedna z osób która zastosowała zewnętrzny zamiar w swoim doświadczeniu w kontekście uzdrowienia:

Jeśli wiedziałbym wtedy to, co wiem teraz (Transerfing itd.) to określiłbym wszystko tak: wyzdrowienie to zewnętrzny zamiar: trzeba po prostu uwierzyć, wiedzieć, że jest się zdrowym - i to wszystko, materialne urzeczywistnienie nie każe na siebie czekać, tak postąpiłbym ja. Ale inni ludzie, którzy na razie nie mają tak silnej wiary, mogą na początek wykorzystać technikę slajdów - należy żyć w pozytywnym slajdzie (widzieć siebie zdrowym, ale nie potem, tylko teraz, w danej chwili).

Dodatkowo tym, którzy nie wierzą, mówię: widzieliście przecież, czego dokonują jogini, mnisi tybetańscy, filipińscy healerzy - uczą się oni tego sami (a przecież są dokładnie takimi samymi ludźmi jak my), po prostu uczą się wierzyć. My sami nie możemy pozwolić sobie, by być zdrowymi i szczęśliwymi. W stanie hipnozy człowiek wiele może. Dlaczego? Otóż dlatego, że umysł dżemie i wszystko przyjmuje bez zastrzeżeń. Twoje możliwości zależą od twojej energetyki (albo od poziomu twojego uduchowienia), a jak ją zwiększyć - dobrze wiecie, Państwo „transerferzy”.

Może brzmi to dla Was zbyt zuchwale i ostro, ponieważ umacniałem swą wiarę przez rok, a zaczynałem od książki Paula Bragga „Siła nerwów”, ponieważ wcześniej byłem ateistą z przekonania, potem był system Norbekowa, różne religie, i dopiero potem Transerfing. Ileż ja widziałem w ciągu tego roku (i to nie tylko uzdrawianie). Nie dało się nie uwierzyć!!! Pewnego razu na jednym z kursów chemioterapii leżałem na jednej sali z bardzo „dziwnym” człowiekiem (teraz prawdopodobnie jestem tak samo dziwny), który czytał Bławacką i mówił o jakiejś wierze, marzeniach, celach życiowych, o Bogu. Ze swoim byłym przyjacielem (niech mu ziemia lekką będzie) żartowałem sobie nawet z niego. Mężczyzna ten przechodził dopiero pierwszy kurs chemioterapii i pewnego razu powiedział mi, że nie będzie się już więcej leczył w szpitalu, tylko spróbuje sam, na co przypomniałem mu słowa lekarza: „Ta choroba jest nieuleczalna i wymaga obowiązkowej, okresowej hospitalizacji (szpiczak mnogi)”. Patrzyłem na niego, jak na idiotę, a w konsekwencji sam się takim stałem. Wówczas leczenie przebiegało u mnie normalnie. Skończył się kolejny kurs (leczyłem się już półtora roku, z czego w domu przebywałem dwa miesiące). Miał to być mój pierwszy dwunastotygodniowy okres przerwy pomiędzy chemioterapiami. Ucieszyłem się, ale nadaremnie. Po trzech tygodniach przyjechałem do szpitala na analizy i po tabletki, oddałem krew na ogólną analizę „z palca” - a tam znaleźli zmutowane komórki krwi. Zalecono punkcję lędźwiową na następny dzień. Przyjechałem do domu i nie wiedziałem, jak powiedzieć matce, ale okazało się, że zadzwoniono już do niej ze szpitala i powiedziano, że mam nawrót i że trzeba zaczynać całe leczenie od początku (a to przecież trzyletni cykl, ponieważ moja siostra nie nadawała się na dawcę szpiku kostnego, a ja i tak bym się na nią nie zgodził). Pomyślałem, że drugiego razu organizm ani nerwy nie wytrzymają, a nawet jeśli wytrzymają, to na pewno będę inwalidą na całe życie. Po co w takim razie żyć, żeby się męczyć - lepiej zdechnę. Jeśli leczyłbym się nie w Rosji, to jeszcze bym pomyślał: leczyć się w szpitalu czy nie, a tutaj nawet nie było o czym myśleć. Powiedziałem wszystkim, że nie wrócę na hematologię (jeśli istnieje na Ziemi piekło, to znajduje się właśnie tam). Może w instytutach hematologii jest inaczej, ale na prowincji lekarze mają pacjenta gdzieś. Jeśli chory sam się wygrzebie, to dzięki Bogu, a jeśli nie - to nie miał szczęścia (jeśli umrze się nie od choroby, to postara się o to personel medyczny). Oczywiście nie mam nic przeciwko pracownikom medycznym - nikt za taką pensję nie będzie pracował nawet źle.

Nadzieja umiera ostatnia! Jakże wówczas zachciało mi się żyć. Pomyślałem: „Po co się urodziłem, uczyłem, skoro w wieku 18 lat muszę zdychać. O nie! Znajdę alternatywne leczenie”. Wszyscy oprócz mamy (tylko ona mnie rozumiała), zaczęli mnie przekonywać, bym wrócił. Najgorliwsza była babcia (jest internistą). Mówiła mi: „Czyżbyś był mądrzejszy od lekarzy? Wracaj do szpitala". Dzwoni ordynator oddziału i mówi, że jeszcze nikt „w ten sposób" się nie wyleczył i że 15 lat temu nawet tradycyjna medycyna nie leczyła białaczki, czyli krótko mówiąc, że umrę.

Nawet nie wiedziałem, jak się leczyć (powiedziano mi, że zioła na białaczkę nie pomagają, a jeśli pomagają trucizny, to tymczasowo). Wziąłem od babci książki o nietradycyjnej medycynie, gazety „Zdrowy styl życia" itd. i zacząłem szukać czegokolwiek. Temperatura wciąż mi się podnosiła, po kilku dniach natknąłem się na starą książkę, w której moją uwagę zwróciła głodówka według metody Paula Bragga. Wcześniej gdzieś słyszałem, że w czasie głodówki przywrócone zostają wszystkie zakłócone funkcje organizmu i że przecież zwierzęta przy każdej chorobie robią sobie głodówkę.

Od razu przypomniałem sobie słowa Hipokratesa: „Człowiek ma w sobie lekarza. Trzeba tylko pomóc mu w pracy. Jeśli ciało nie jest oczyszczone, to im więcej będziesz je karmić, tym bardziej będziesz mu szkodzić". Kiedy chorego karmi się zbyt obficie, to karmi się również jego chorobę. Tradycyjna medycyna mówi, że komórki rakowe spożywają niemal dziesięć razy więcej glukozy niż zwykłe i zrozumiałem, że trzeba spróbować. Jeśli źle się poczuję w wyniku głodu, to komórkom rakowym będzie dziesięć razy gorzej. W konsekwencji okazało się, że w czasie głodówki przywrócona zostaje naturalna równowaga komórek (w tym komórek szpiku kostnego). Dlaczego - dokładnie nie wiem, ale to fakt.

Ostatnim bodźcem stała się dla mnie historia pewnego ciężko chorego Szweda (rak żołądka z przerzutami IV stopnia), który usłyszawszy diagnozę, zdecydował ostatnie dni życia spędzić na jachcie na morzu. W czasie silnego sztormu zepsuł się cały prowiant oprócz główki czosnku i sucharów. Znajdował się on w tym czasie na otwartym oceanie. Cały pozostały prowiant rozłożył niemal na miesiąc, cały ten czas pił deszczówkę. Po przybyciu do portu czuł się wyśmienicie, tylko głód dawał o sobie znać. Badania nie potwierdziły obecności raka, a przecież lekarze już go pochowali. Wówczas mnie olśniło - przecież on głodował. Jednak lekarze pomyśleli, że uratowała go główka czosnku! Chociaż czosnek dysponuje wspaniałymi właściwościami antyrakowymi, to nie likwiduje raka IV stopnia.

Tak oto zdecydowałem się na głodówkę. Zaplanowałem 10 dni, ale kiedy doszedłem do 9 zdecydowałem się na kolejnych 10. Ponieważ nie miałem destylatora, przywożono mi wodę destylowaną z aptek. Bragg uważał, że woda destylowana dysponuje lepszymi właściwościami odmładzającymi, jednak potem z tybetańskich traktatów o medycynie dowiedziałem się, że świetnymi właściwościami charakteryzuje się tylko woda topiona, szybko spływająca z gór (nie mylić z deszczówką). Po czwartym dniu głodówki temperatura spadła. Kontynuowałem swoje poszukiwania metod leczenia - przecież nie będę wiecznie głodować (dość dobrze wprawiłem się w poszukiwaniach). Znalazłem bardzo wiele wariantów, które potem sprawdziłem na sobie, tylko teraz nie rozumiem, jak ludzie szukają, że niczego nie znajdują (kto szuka, ten zawsze znajdzie).

W pewnym momencie zauważyłem coś ciekawego: każda teoria medyczna (nietradycyjna) najważniejsze znaczenie nadaje jakiejś wierze, ale zaciekawił mnie jednak Paul Bragg swoją książką „Siła nerwów". Przypomniałem sobie, że od najbardziej doświadczonych lekarzy słyszałem kiedyś, że z białaczki wychodzą tylko ci, którzy nienagannie wierzą w swoje wyleczenie, ale takich niestety jest bardzo mało. Wszyscy patrzą na statystykę skuteczności leczenia i od razu przypisują siebie do trupów. Jeszcze bardziej przykre jest, kiedy sam lekarz mówi człowiekowi, że jego choroba jest nieuleczalna - nie jest przecież Bogiem, mógłby mówić, że po prostu nie umie leczyć, a nie - „nieuleczalna"! Pozbawia w ten sposób człowieka nadziei!

Właśnie Bragg naprowadził mnie na myśl, że umysł albo mózg (jak komu wygodniej) kontroluje każdą komórkę organizmu (również komórki rakowe). Wiecie, co wyprawiają ze swoimi ciałami jogini! Człowiek w stanie hipnozy również może bardzo wiele!

Kiedy zakończyłem głodówkę, niemal latałem (jeśli tak można powiedzieć) po mieszkaniu. Po tygodniu oddałem krew do analizy u siebie w poliklinice. Kiedy analizy były gotowe, pokazałem je babci, a ona: „Coś pomylili w poliklinice z twoimi analizami". Poszedłem jeszcze raz i oddałem krew, a ona i tak nie wierzy (OB-5, a było 63). próbowałem jej wyjaśnić to, o czym teraz piszę, ale nie pomaga. W rezultacie robiłem, robię po dziś dzień raz w tygodniu dobową głodówkę, co 3 miesiące tygodniową i do tego przeszedłem na niemal wegetariańską dietę. Przypomniałem sobie, że podczas chemioterapii kłuło mnie serce, pomyślałem więc, że zrobię sobie EKG. Kiedy otrzymałem wyniki, to niczego nie zrozumiałem, przyniosłem do domu i pokazałem babci - a ona mnie „pocieszyła". Niemal upadłem z wielkiej radości. Otrząsnąłem się i myślę: „Skoro nauczyłem się takie rzeczy leczyć, to bez trudu wyleczę i serce”. Po dwóch tygodniach ponownie zrobiłem EKG (wiedziałem, że wszystko jest w porządku, po prostu mamę trzeba było uspokoić), lekarz który opisywał mój wykres, wytrzeszczył oczy i powiedział, że wszystko jest w porządku, poprosił powtórzyć badanie - wynik ten sam (mówi, że aparat nigdy się nie psuje).

Mama, żeby się całkiem uspokoić, zmusiła mnie jeszcze do wykonania USG serca, babcia patrzyła na mnie jak na nienormalnego.

Przypadkowo natknąłem się na telefon tego faceta, który leżał ze mną w szpitalu i postanowiłem przeprosić go za to, że się wyśmiewałem i dowiedzieć się, jak się czuje. Zadzwoniłem - słuchawkę podniósł ktoś z jego krewnych i powiedział, że on pojechał skakać ze spadochronem. Zostawiłem swój numer telefonu i poprosiłem, by do mnie zadzwonił, kiedy wróci. Potem razem z nim jeździliśmy skakać (wczoraj wykonałem swój trzynasty skok). Zadzwonił do mnie i poradził, bym przeczytał książkę Norbekowa „Doświadczenie idioty".

Poszedłem do księgarni, wziąłem książkę - a tam na temat wzroku: w zasadzie wzrok mam normalny, a kiedy otworzyłem książkę, od razu zrozumiałem, że tego było mi trzeba. Postanowiłem pójść na kursy Norbekowa i wówczas umocniła się moja wiara w sposób zasadniczy. Potem pojechałem jeszcze do Indii do Aszramu Sai Baby. (Wówczas zrozumiałem słowa Biblii: „Stosownie do wiary waszej wam się stanie"; „Człowiek stworzony jest na obraz i podobieństwo Boga".).

Pół roku nie robiłem już żadnych badań, po co tracić czas - i tak wiem, co będzie. W ciągu pół roku zregenerowałem się i zająłem drugie miejsce w województwie na zawodach Sambo, a teraz jestem w jeszcze lepszej formie niż przed chorobą. Uwierzcie mi - to tylko mizerna część możliwości, które w nas tkwią. Trzeba tylko otworzyć oczy. Doskonalcie się! Życie dane jest po to, by się uczyć. Z całej duszy dziękuję Autorowi, że nie bał się niezrozumienia i wydał książkę. Żałosne jest to, że raczej nikt w pełni nie zrozumie Transerfingu i nie zastosuje go dla swojego dobra i dobra otoczenia.

(Tom 8: „Forum marzeń sennych” s. 219-224)

Wiemy co na ten temat mówi nam „Transerfing Rzeczywistości” – reszta należy do Nas! :)
WOLNOŚĆ WE WSZYSTKIM, TERAZ!
Obrazek

Awatar użytkownika
mariuszstr
Posty: 312
Rejestracja: pt mar 30, 2012 12:13 am
Re: Transerfing a Zdrowie

Post autor: mariuszstr » ndz sie 18, 2013 4:06 pm

Świetny dobór cytatów, jesteś w tej dziedzinie mistrzem ;-) Pomogłeś mi, dzięki temu łatwiej mi będzie wracać do tego (a ciągle jeszcze nie wyzwoliłem się od wahadeł chorowania, więc przyda mi się na pewno).

marcel
Posty: 487
Rejestracja: pn lip 01, 2013 5:01 pm
Re: Transerfing a Zdrowie

Post autor: marcel » ndz sie 18, 2013 8:13 pm

.
Ostatnio zmieniony sob paź 31, 2015 5:41 pm przez marcel, łącznie zmieniany 1 raz.
.

Awatar użytkownika
zamek
Posty: 697
Rejestracja: śr maja 01, 2013 9:06 pm
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:
Re: Transerfing a Zdrowie

Post autor: zamek » pn sie 19, 2013 7:40 pm

Nie pomógł mi dziś żaden zamiar bo straciłam zęba :oops: Trochę bolał, ale okazało się że jest nie do uratowania. A teraz rozważam zaszczepienie się przeciw żółtaczce, bo okazało się że na nic nie choruję a mogę zachorować i takie szczepienie mi się przyda. Poczytam jak się to ma w rzeczywistości, czy to rzeczywiście jest konieczne, bo "wiele osób choruje i nawet o tym nie wie". Zasiała mi ziarnko niepewności. :-o

Mam też dobry wzrok i ciągle musiałam udowadniać, że naprawdę nie nosze szkieł kontaktowy. "wszyscy w twoim wieku już noszą szkła" a dlaczego ty nie ???" Lubię marchew, ale to chyba za mało :)
Kupiła książkę dra Batesa i wtedy okazało się, że ja po prostu nie wiedziałam, że z wiekiem wzrok się pogarsza. Wykonywałam tez różne ćwiczenia, nie wysilałam się itd. Bates odkrył to ponad 100 lat temu.
Pożyczyłam książkę kilku osobom, ale chyba nie przeczytały, bo ciągle mnie sprawdzają czy widzę daleko a potem blisko. Powstrzymuje się, żeby nie udowadniać komuś, że to ja mam rację. Podobnie postepuje moja mama i też nie nosi okularów. :wink:
Dostaję to co najlepsze :)

https://bajka107.blogspot.com

Awatar użytkownika
Lex
Posty: 228
Rejestracja: pn sty 30, 2012 10:41 pm
Re: Transerfing a Zdrowie

Post autor: Lex » wt sie 20, 2013 2:29 pm

zamek pisze:A teraz rozważam zaszczepienie się przeciw żółtaczce, bo okazało się że na nic nie choruję a mogę zachorować i takie szczepienie mi się przyda. Poczytam jak się to ma w rzeczywistości, czy to rzeczywiście jest konieczne, bo "wiele osób choruje i nawet o tym nie wie". Zasiała mi ziarnko niepewności. :-o
Możesz się zaszczepić, to drobiazg w sumie :)

Ja noszę okulary, ale powoli zaczyna mnie to irytować... tzn. wyglądam w nich dobrze, ale to jednak przeszkadza w niektórych sytuacjach i noszę się z zamiarem zmiany tego stanu rzeczy :) Przestać być krótkowidzem podobno się nie da, ale skoro ludzie odzyskują wzrok, wychodzą z raka, to czym jest taki drobiazg jak przestać być krótkowidzem w tym obliczu? :) Muszę się tylko zmobilizować, bo z tym u mnie najtrudniej :D
"(...) ich mach mir die Welt, widewide wie sie mir gefällt." ;)

Awatar użytkownika
zamek
Posty: 697
Rejestracja: śr maja 01, 2013 9:06 pm
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:
Re: Transerfing a Zdrowie

Post autor: zamek » pt sie 23, 2013 12:52 pm

Dziwna sprawa ze szpitalami.
Milioner Gudzowaty został zakażony w szpitalu i potem jego zdrowie sypało się z górki.
Mrożek poszedł do szpitala na banalny zabieg i stracił życie. I wielu innych niespodziewanie tam właśnie zakończyło swój żywot. :-?

Swoją droga, Sławomir Mrożek był przykładem transerfera, szedł swoją drogą, innym pozwalał być innymi. Nie rozumiał, że może robić coś co oczekują inni od niego, a on tego nie czuł. Świetna osoba. :)
Dostaję to co najlepsze :)

https://bajka107.blogspot.com

marcel
Posty: 487
Rejestracja: pn lip 01, 2013 5:01 pm
Re: Transerfing a Zdrowie

Post autor: marcel » pn sie 26, 2013 8:36 pm

.
Ostatnio zmieniony ndz lis 01, 2015 8:29 pm przez marcel, łącznie zmieniany 1 raz.
.

Awatar użytkownika
mariuszstr
Posty: 312
Rejestracja: pt mar 30, 2012 12:13 am
Re: Transerfing a Zdrowie

Post autor: mariuszstr » pt wrz 06, 2013 8:26 pm

meiram.net: Super!!! Obyś z drugim problemem poradziła sobie równie szybko :D

Awatar użytkownika
Transformator2012
Posty: 621
Rejestracja: sob lip 21, 2012 4:47 pm
Re: Transerfing a Zdrowie

Post autor: Transformator2012 » sob wrz 07, 2013 3:05 pm

Materiał dokumentalny przedstawia pilotażowy projekt badawczy Czerwonego Krzyża który dotyczy zażywania aktywowanego odkażacza do wody o nazwie MMS. MMS – to niezwykłe odkrycie Jima Humble’a jest zaciekle zwalczane przez kartel farmaceutyczny i lekarski na całym świecie, gdyż medycyna boi się o swoje pieniądze, które jej „uciekną” wskutek ewentualnego globalnego dopuszczenia i wdrożenia skutecznego preparatu. Malaria jest zaledwie jedną z wielu chorób która nie ma żadnych szans w zetknięciu z preparatem którego produkcja jest możliwa nawet w warunkach domowych (!).

http://youtu.be/qLtsJahGhXM
WOLNOŚĆ WE WSZYSTKIM, TERAZ!
Obrazek

Awatar użytkownika
zamek
Posty: 697
Rejestracja: śr maja 01, 2013 9:06 pm
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:
Re: Transerfing a Zdrowie

Post autor: zamek » pt wrz 13, 2013 7:55 pm

Zdrowie jest ważne dla człowieka i zrobi on wszystko, żeby jak najdłużej żyć.
Opiszę zdarzenie z tego tygodnia. Znajomy powiedział mi o wykładzie nt zdrowia. Poszłam. Przez 3 godziny wykładowca mówił o jelitach, pasożytach, zdrowym odżywianiu i o tym, że nie ma teraz pewnej zdrowej żywności. Potem okazało się, że jest sprzedawcą prebiotyku, który czyni cuda, bo tak oczyszcza organizm, że dochodzi do uleczenia. Po roku stosowania znika RZS, zgaga, wzdęcia, miażdżyca, ból kręgosłupa i kości, chęć na słodkie, spada waga itp. Prawie panaceum. Nie jest to jednak ani lek, ani dieta. Ssie się po 6-8 tabletek jednorazowo i pije dużo wody. Pominę dalsze szczegóły. Ważne, że kosztuje to sporo, bo miesięczne dawkowanie wynosi 460 zł. Myślałam, żeby kupić to dla ojca, ale nie będę działała bez jego zezwolenia. Prelekcja się skończyła, pan przyniósł pudełka i zaczął sprzedawać. A ja podziękowałam i chciałam wyjść. A on, że powinnam kupić, bo dowiedziałam się tak dużo i to jest świetne i mi pomoże. A ja, że to droga impreza i nigdy o tym preparacie nie słyszałam. Poczułam, że wywiera na mnie nacisk i wbija w poczucie winy.
Wtedy się obudziłam. :-o Powiedziałam, że jestem zdrowa, nie mam żadnych objawów pasożytów ani innych chorób. A on na to, że na pewno jestem chora tylko nic o tym jeszcze nie wiem. Podobnie mówi reżyser, który ma raka prostaty. W ich świecie są tylko choroby, a w moim ich nie ma. W moim świecie jestem okazem zdrowia. Przed wykładem zaczęłam czytać o odbiciu w lustrze i akurat mi się to przydało. U mnie zupełnie co innego się odbija.
Zdrowie i życie jest najcenniejsze co mamy. Więc wahadło musiało się tym zainteresować. Za astronomiczne pieniądze oferuje się cudowne materace, preparaty, które mają uratować życie. Ludziom zależy na zdrowiu więc się dają nabrać i kupują. I myślą, że w ten sposób dbają o siebie.
Dostaję to co najlepsze :)

https://bajka107.blogspot.com

Asiunka
Posty: 50
Rejestracja: śr maja 16, 2012 8:48 am
Re: Transerfing a Zdrowie

Post autor: Asiunka » wt wrz 17, 2013 12:09 pm

W pracy mam koleżankę, która wręcz żyje swoimi chorobami. Opowiada o nich z taką pasją, jakby opowiadała o wspaniałej wycieczce... Kolekcjonuje choroby, czyta o nich, analizuje wyniki itp.. ostatnio, gdy złożyłam Jej życzenia imieninowe, w odpowiedzi usłyszałam, że właśnie odebrała wyniki, a w nich.... Do lekarzy chodzi tylko prywatnie, bo tylko tacy Jej przytakują... I faktycznie, kolejne wyniki ma gorsze...
Jakiś czas temu myślałam, że zaproponuję Jej, aby zapoznała się z Transerfingiem, ale jednak nie...

Awatar użytkownika
zamek
Posty: 697
Rejestracja: śr maja 01, 2013 9:06 pm
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:
Re: Transerfing a Zdrowie

Post autor: zamek » wt wrz 17, 2013 8:30 pm

Nauczyłam się nie pomagać jak mnie o to nie proszą. Czasem proszą, ale nie wierzą, że da się inaczej.
A wokół ludzie umierają. :cry:
Dostaję to co najlepsze :)

https://bajka107.blogspot.com

Asiunka
Posty: 50
Rejestracja: śr maja 16, 2012 8:48 am
Re: Transerfing a Zdrowie

Post autor: Asiunka » wt wrz 17, 2013 8:56 pm

Wiesz zamek, ja nie dokończyłam wcześniej wypowiedzi, bo pomyślałam wtedy , że dając jej książkę odbiorę jej radość choroby, taką wypielęgnowaną

Awatar użytkownika
zamek
Posty: 697
Rejestracja: śr maja 01, 2013 9:06 pm
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:
Re: Transerfing a Zdrowie

Post autor: zamek » wt wrz 17, 2013 10:10 pm

Dasz książkę, a ona nawet do niej nie zajrzy.
Też znam osoby, które są szczęśliwe w chorobie. Wszyscy się nimi interesują i mają o czym rozmawiać.
Ja raczej staram się inspirować do myślenia. Kiedyś sąsiadka chora na raka płuc przyszła bardzo osłabiona i żaliła się, że musi iść na chemię a nie ma siły i chyba umrze. Więc powiedziałam jej, żeby jej lekarka wytłumaczyła w jaki sposób trucizna w jej żyłach ma zabić raka nie zabijając jej. I lekarka powiedziała, że może zrobić sobie przerwę. Potem wydobrzała, nabrała sił i zapomniała o dokończeniu chemii. Żyje. :)

Większość ludzi woli spać i naprawdę ich nie interesuje, że mogą coś w swoim życiu zmienić. Mogą doznać szoku. :shock:
Dostaję to co najlepsze :)

https://bajka107.blogspot.com


ODPOWIEDZ